środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 5

- Mieszkacie razem? - spytałam , gdy Tay prowadził mnie do samochodu. Cała trójka się zaśmiała.
- Nie Am, mamy wspólne miejsce do spędzania czasu. - przyjrzałam się Chris'owi, który spoglądał na mnie z zatroskaną miną. Musieli być nieźle pijani skoro martwili się o obcą osobę.
- Czemu mnie tam zabieracie? - Math otworzył prze de mną drzwi ze strony pasażera, ale nie dałam mu ich zamknąć. - Chłopaki, jesteście pijani. Nie możecie prowadzić.
- E tam. Nie raz tak prowadziliśmy i nic się nie stało.
- O nie. - powiedziałam stanowczo.- Nie ma mowy. - zaparłam się nogami uniemożliwiając zamknięcie drzwi.
- Amanda, nie wydurniaj się....
- Ja poprowadzę - przestraszyłam się, gdy Louis jakby pojawił się znikąd zamykając za sobą drzwi od strony kierowcy.
- To ja może pojadę jednak z nimi. - nadal widziałam te szare, bezduszne oczy spoglądające na mnie 10 minut temu. Chciałam wysiąść, ale załapał mnie za ramię i jednym ruchem znów byłam w środku pojazdu. Syknęłam z bólu i złapałam się za ramię. Miałam być z tym psychopatą w jednym aucie.
- Nigdzie. Nie. Idziesz. - wycedził przez zęby.
- Am jedź z nim. - pokiwałam do Math'a niepewnie głową i dałam zamknąć drzwi.
- Nie piłeś? - spytałam po chwili widząc jak pędzi przez miasto.
- Piłem - chyba nie miał ochoty rozmawiać, ale... chwila. ON PIŁ. Zgromiłam go wzrokiem zwijając się ze strachu  na fotelu.
- Daj mi wysiąść. - zaczęłam panikować.
- Nie. - rzucił mi nieprzyjemne spojrzenie. Z moich oczu zaczęła się lać fontanna łez. "Nie chciałam zginąć jak ON. Nie proszę nie chcę." Prosiłam w duchu.
- Proszę. - szepnęłam ledwie słyszalnie, ale gdy na mnie spojrzał nie widziałam tam nic oprócz złości. Złości pomieszanej z irytacją.
- Nie. - minęliśmy centrum  i stanęliśmy przed małym domkiem na obrzeżach miasta. Dosłownie wypadłam z tego samochodu chcąc jak najszybciej czuć grunt pod nogami, ale długo się nim nie nacieszyłam kiedy podjechała reszta i podnieśli mnie na równe nogi.
- Wszystko dobrze? - spytał blondyn. Pokiwałam głową czując, że zaraz się poryczę.
- Trochę panikowała. - powiedział zimno Louis stojąc gdzieś pod drzewem.
- Chodź trochę cię ogarniemy. - zaprowadził mnie do środka chyba Chris po czym szepnął mi do ucha. - Wpakowałaś się w niezłe bagno. - i rzucił mi współczujące spojrzenie. Ja nie wiedząc o co mu chodzi posłałam mu półuśmiech. - Masz - podał mi ręcznik, dresy oraz koszulkę. Popchnął mnie w stronę małego pomieszczenia, które okazało się łazienką. - Mogą być, a raczej na pewno będą za duże, ale nie mamy w zwyczaju gościć tu dziewczyn. - uśmiechnęłam się i zamknęłam za nim drzwi na zamek. Chciałam ściągnąć z siebie sukienkę, ale nie mogłam.
- Chłopaki - otworzyłam drzwi czekając na jakąkolwiek reakcję. Ku mojemu rozczarowaniu pojawił się w nich Louis.
- Co chcesz? - spytał poirytowany. Pokazałam mu zamek sukienki, a on powoli zaczął go rozsuwać dotykając przy tym opuszkami palców moich pleców. Przeszedł mnie zimny dreszcz, a on kontynuował swoje zmagania z sukienką. Kiedy materiał chciał opaść przytrzymał go tuż przy moim biuście. Bez słowa wzięłam go od niego i wydukałam "Dzięki" po czym wyszedł zostawiając mnie rozkojarzoną. "Co to do cholery było?!"
Wyszłam z pod prysznica, osuszyłam się ręcznikiem i założyłam na siebie dres zawiązując go mocno na biodrach, ale i tak mi lekko opadły. Naciągnęłam na siebie bluzkę upewniając się czy założyłam stanik, bo po domu miałam w zwyczaju chodzić bez. Włosy związane wcześniej w kok rozpuściłam.
Weszłam do małego salonu w ręku trzymając sukienkę. Chłopaki siedzieli na kanapie i oglądali telewizje za to nigdzie nie widziałam Tomlinsona, a to z jego powodu tu jestem. Chris wstał przeciągając się widocznie zmęczony.
- Dobrze ci w moich ciuchach - wyszczerzył się chłopak z burzą czerwonych włosów.
- Em? Dzięki? - nie byłam tego taka pewna. Zachichotałam pod nosem, gdy Tay próbując wstać przewrócił się o stolik.
- Bardzo śmieszne Am. Za karę śpisz ze mną - powiedział wstając z podłogi. Ojś to ja mam tu zostać? Co powiem Cassie? Przygryzłam nerwowo wargę pomagając mu nie upaść po raz drugi.
- Um.. Oki. Ale muszę zadzwonić. A i przedzielimy łóżko. - dodałam rozbawiona jego głupkowatymi minami. - Nie rób zeza bo ci zostanie. - skarciłam go nie mogąc opanować śmiechu.
- Trudno - wzruszył ramionami i pociągnął mnie do jak on stwierdził Jego pokoju.
- Tay wiesz, że mamy dwa pokoje? Mam z nim spać? -  spytał Math patrząc na Chris'a.
- Nie. Oczywiście, że nie. Możesz spać z nami - wyszczerzył się pchając mnie w stronę pokoju.
W końcu doszło do tego, że w czwórkę spaliśmy w jednym łóżku. Nie było to za wygodne, ale na pewno było mi o wiele cieplej. Cass napisałam sms'a, że wrócę po południu. Nie była zachwycona wizją spędzenia nocy w tym apartamencie sama, ale długo nie marudziła.

(...)

Wstałam najszybciej może dlatego, że nie byłam pijana w trupa jak reszta panów. Wyszłam z pokoju uważając by nikogo nie obudzić i usiadłam na kanapie w salonie nie wiedząc co robić dalej.
- Głodna? - podskoczyłam na głos Louis'a, który wyłonił się z kuchni z dwoma kubkami zdaje mi się herbaty. Podał mi ją i wrócił skąd przyszedł. Wstałam i pomaszerowałam za nim. Stał tyłem do mnie krojąc coś na desce.
Miał na sobie szare dresy, które zwisały luźno na jego biodrach i czarną bokserkę. Włosy miał rozczochrane jakby dopiero wstał. Może naprawdę dopiero wstał.
- Będziesz tak stać czy powiesz mi czy jesteś głodna? - spytał nawet się nie odwracając.
- Troszkę - powiedziałam niepewnie siadając na wysokim stołku.
- Lubisz kanapki z serem i pomidorem? Bo tylko to potrafię zrobić. - zaśmiałam się cicho mając nadzieję, że nie usłyszy. Nadal mnie przerażał.
- Oczywiście. - wzięłam łyk herbaty uważając by się nie poparzyć.
- Wygodnie ci się spało? - spytał dalej nie patrząc na mnie, za to byłam mu wdzięczna.
- Dość dziwacznie. Chris ciągle próbował się do mnie przytulić. - przyjrzałam się jego ramionom, które były całe wytatuowane. Dziwne, zwykle nie podobały mi się tatuaże, ale u niego wyglądały jak część niego. - Gdzie byłeś w nocy?
- U siebie. - mruknęłam coś niezrozumiałego nawet dla mnie i skupiłam się na herbacie. Po 5 minutach podniosłam wzrok by ujrzeć jego tęczówki wlepione w moje.

No to jest 5. Mam nadzieję, że podoba wam się to jak piszę. Liczę na dużo komentarzy, bo to strasznie motywuje ♥ Rozdział zadedykowany mojej kochanej Alex, która 
stwierdziła, że się uzależniła. Kocham Cię 


sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 4

Zasnęłam nie długo po tej wiadomości. Nic ciekawego mi się nie śniło, a zazwyczaj jak śni to zapominam co takiego. Tak już mam .
 Rano dostałam nowe zlecenie i namiary na nie jakiego "Matha Soniera". Całkiem ładna twarzyczka. W takich chwilach lubię moją pracę, choć to rzadko się zdarza.
Leżałam bez czynnie gapiąc się w sufit przez jakąś godzinę, kiedy dobiegł mnie odgłos pukania do drzwi. Pospiesznie nie zakładając nic na siebie, w zwykłej koszulce pobiegłam je otworzyć. Stał w nich Ed z czarującym uśmiechem.
- Witaj słońce - wyszczerzył się przesadnie. Przewróciłam oczami i wpuściłam go do środka.
- Nie ma Cass więc się nie wydurniaj. - jego oczy błysnęły rozbawieniem.
- Nie mogę tak mówić do mojej ulubionej pracownicy? - udał urażonego. Poszłam do kuchni rzucając stanowcze "NIE".
- Mała zmiana planów stokrotko- przylazł za mną nalewając sobie wody.
- Z czym? - irytował mnie z samego rana. - I nie mów tak do mnie - zaśmiał się głośno widząc jak wydęłam usta.
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi - dotknął mojego policzka. Strzepnęłam jego rękę jakby był jakimś natrętnym insektem.
- Do rzeczy. - odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość. Oparł się o blat przybierając obojętny wyraz twarzy. Westchnął teatralnie i przyłożył kubek do ust wypijając do końca jego zawartość. Jego powolne ruchy były nie do zniesienia.
- Jeden pan - zaśmiał się jakby powiedział jakiś dobry żart, który tylko on rozumie - To znaczy pewny chłopak bardzo mi przeszkadza w interesach. - zrobił przerwę sprawdzając czy rozumiem. - Chciałbym, żebyś zamiast Matha uwiodła go.
- Ok, nie ma sprawy. Tylko... - przerwał mi nagle.
- To nie wszystko. - uśmiechnął się. To nie wróży nic dobrego. - Na koniec masz go zabić.
- Chyba żartujesz?! - parsknęłam. - Nie zrobię tego. - minęłam go , ale złapał mnie za ramię przyciągając do siebie.
- Owszem zrobisz - wycedził przez zęby. - Jeśli tego nie zrobisz to ty będziesz leżeć w grobie, nie on. - Przełknęłam głośno ślinę. Spuściłam głowę w geście rezygnacji, a on uśmiechnął się z satysfakcją. Wygrał. - Grzeczna dziewczynka. Wieczorem podeślę po ciebie samochód. Pojedziesz na Avalon i się nim zajmiesz. - puścił mi oczko i opuścił mój apartament. Stałam w tej kuchni wpatrując się w sufit. Miałam go zabić? Nie, nie mogę.... Łzy ściekały mi po dekolcie. Ale muszę.

[...]

Nie mogłam się na niczym skupić. Miałam zabić żywą istotę. Sama nie wiem co robili z tamtymi, ale to już lekka przesada. To nie dorzeczne.
Cassie wróciła po 15.00 mówiła, że jakiś chłopak też się zapisywał na studia, ale oczywiście na inny kierunek i zaprosił ją na kawę. Jak ona to ujęła, był "uroczy". Cieszyłam się, że znalazła sobie już jakiegoś kolegę, ale miałam ważniejsze rzeczy na głowię. Na przykład to, że miałam zabić jakiegoś kolesia. Ugh... Nie dam rady.
- Jesteś jakaś spięta. Wszystko ok? - spytała moja przyjaciółka kiedy oglądałyśmy jakiś film. Zupełnie nie wiedziałam o co w nim chodzi.
- Jasne - powiedziałam przesadnie radośnie. Zmrużyła oczy lustrując mnie od góry do dołu.
- Jesteś jakaś blada.
- Po prostu nie użyłam pudru. Okej? - nie była do końca przekonana, ale dała spokój. Byłam jej za to wdzięczna. I to bardzo. Przeglądała coś na tablecie przygryzając nerwowo wargę.
- Słyszałaś o tej akcji z wczoraj? - spytała pokazując mi coś.
- Nie - rzuciłam.
- Jakiś facet został zamordowany w motelu. Ostatni raz jak go widziano szedł po drinka. A potem zniknął.- już wiem w jaki sposób się nim zajęła Mandy.
- Umm... To straszne - mruknęłam.
- Biedni. Do czego ludzie są zdolni. - cmoknęła jak dorośli kiedy karzą swoje dzieci. - Idziesz gdzieś dzisiaj?
- Emm.. Nie , to znaczy tak. Praca wzywa.
- Jest sobota. - fuknęła pod nosem.
- A ja pracuje. - dodałam. - No sorki Cass. Jutro gdzieś pójdziemy. Może na plażę?
- Oh.. okej. Pamiętaj że za dwa tygodnie idę na studia.
- Wiem. - wstałam i poszłam się szykować. Samochód miał być za godzinę. Chyba przestałam lubić moją pracę.


[...]

Założyłam czerwoną sukienkę ledwo zakrywającą pupę, a do tego czarne szpilki. Wyglądałam seksownie. Blond włosy umyłam więc zrobiły mi się fale sięgające  do biustu. Cassie zrobiła mi makijaż. Trochę czerni  w kącikach oka, mascara i czerwone usta. Na szyję założyłam mój kochany naszyjnik, który dostałam od taty przed śmiercią. Był w kształcie serca.
- To dziwne, że szef każe ci się tak stroić na kolacje służbową.
- Wiesz. W ten sposób jak on to ujął " Zachęcę ich" - zaśmiałam się pod nosem. W ten sposób szybciej ich uwiodę.
Samochód czekał punktualnie pod hotelem. Wspięłam się na siedzenie, a kierowca zamknął za mną drzwi. W środku czekał na mnie Ed we własnej osobie. Chociaż nie ta jędza.
- No witaj ślicznotko.
- Cześć Edwardzie - zaśmiałam się. Lubiłam go denerwować jego pełnym imieniem.
- Bardzo śmieszne Black. - westchnął i podał mi kopertę z danymi owego pana. - Ma na imię Louis. Typowy gangster zatruwający mi życie.
- W jaki sposób?
- Jest "ważniejszy" ode mnie - pokręcił głową zniesmaczony. Podał mi jego zdjęcie. Ładny. - Może ci szybko nie ulec więc za kumpluj się z nim teraz. Kiedy będzie ci ufał... - przejechał palcem po swojej szyi - .. zabij go.
- Dlaczego nie zrobi tego Mandy.
- Bo Mandy jest sierotą, a on jest sprytny. Dasz radę. Oczywiście grubo ci za to zapłacę. - pojazd zatrzymał się, a drzwi z mojej strony otwarły się. - Powodzenia kruszyno - klepnął mnie w tyłek kiedy wychodziłam. Przewróciłam oczami.
- Łapy przy sobie Collins. - rzuciłam i ruszyłam do klubu w niezbyt przyjemnej części miasta.
W środku było strasznie tłoczno. Jeszcze gorzej niż wczoraj. Co chwilę jakieś ręce spoczywały na moim biuście lub talii. Strzepywałam je przepychając się do baru. Dwa drinki na odwagę i do dzieła. Wypiłam je szybko spoglądając na ściśnięte ciała.
Nigdzie nie mogłam go dojrzeć, ale skoro był tu znany ktoś musiał wiedzieć gdzie jest. Nachyliłam się na barmanem kiedy wlewał komuś piwo.
- Wiesz może gdzie mogę znaleźć nie jakiego Louis'a Tomlinsona? - przekręciłam głowę na bok uśmiechając się zalotnie.
- Nie wiem o kim mówisz - szepnął mi do ucha. Okej. Skoro nie wiesz. Wyciągnęłam ze stanika kilka papierków i włożyłam mu do kieszeni koszuli. - Louis tak? - oo.. chyba jednak wie o kim mówię.
- U góry. - wskazał schody prowadzące na drugie piętro.
- Dziękuje - puściłam mu oczko i powędrowałam we wskazanym kierunku. Wyżej nie było parkietu tylko kanapy, na których urzędowali jacyś "biznesmeni". W odległym od schodów rogu odnalazłam grupkę kolesi spod ciemnej gwiazdy upijających się w trupa. Dostrzegłam moją ofiarę.
- Jest tu może ktoś chętny zatańczyć? - ukazałam moje śliczne ząbki. Jeden z nich wstał i objął mnie w talii. Louis siedział na kanapie przyglądając się z rozbawieniem tej nie co krępującej sytuacji.
- Mieliśmy w planie zejść po drinki. Dołączysz się do nas? - spytał ten co mnie obejmował. Przyjrzałam mu się. Miał błękitne oczy, którymi chyba miał zamiar mnie rozebrać. Blond włosy rozczochrane idealnie i piękny uśmiech. Zaśmiałam się wyślizgując się z jego uścisku.
- Chętnie - wszyscy wstali oprócz Tomlinsona , który dalej mi się przyglądał.
- Stary. a ty nie idziesz? - spytał jakiś szatyn.
- Nie - po raz pierwszy się odezwał. Miał nie typowy głos, który wydał mi się nieźle pociągający jak i on sam. Miał na sobie zwykłą czarną koszulkę i jeansy. Posłał mi pewny siebie pół uśmiech i wskazał miejsce obok siebie.
- Usiądziesz?  - spytał. Przygryzłam wargę nie wiedząc co zrobić.
- Umm... Okej - szczerze? Trochę mnie onieśmielał. Kurde.... Nigdy mnie facet nie onieśmielał. Usiadłam nie pewnie i przyjrzałam się mu zaciekawiona.
- Jestem Louis -  Nie mogłam użyć swojego prawdziwego imienia, ale Ed kazał mi być sobą.
- Am...Amanda - uśmiechnęłam się zalotnie starając opanować zdenerwowanie. Miałam go zabić?
- Miło mi. - znów ten pół uśmiech. - Sama przyszłaś Amando?
- Tak. Miałam zamiar nie co się rozerwać w dobrym towarzystwie. - przekręcił głowę na bok patrząc się w moje oczy. To dziwne, zazwyczaj mój biust lub tyłek były adorowane nie moje oczy.
- Może znasz... - zaczął , ale w tej chwili pojawili się chłopaki z drinkami.
- Imię? - zaśmiał się szatyn.
- Amanda. - puściłam mu oczko.
- Miło mi. Jestem Taylor. - wyciągnął do mnie rękę - Dla takich ślicznotek Tay.
- Skoro my tak do ciebie mówimy to też jesteśmy ślicznotki - Louis wybuchnął śmiechem, a Tay zgromił go wzrokiem.
- Zatańczysz? - podszedł do mnie blondyn wyciągając mnie z objęć Tay'a - Jestem Math.
- Z przyjemnością Math. - pociągnęłam go w stronę schodów.
- Ej czekajcie. Idziemy z wami - stwierdził chłopak w rudych włosach. - Chris - minął mnie i Math'a wędrując z resztą na dól.
Obserwowałam cały czas Louis'a próbując jakoś go zaczepić. Przylgnęłam do ciała mojego tancerza poruszając się w rytm muzyki.
Po 10 minutach tańczyłam już z Tay'em , a potem z Chris'em.
- Nie patrz się tak na niego- szepnął mi do ucha. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Na kogo?
- Na pana Louis'a. Dobrze wiem, że nie przypadkowo tu jesteś.
- To znaczy?
- Barman to mój kolega. Powiedział mi, że pytałaś o niego.
- Co z tego? - ugh... wpadka.
- Nie jesteś tu przypadkowo - powtórz z naciskiem. - Czego chcesz?
- Okej, okej...  Tu mnie masz. Spodobał mi się.
- Nie tylko tobie. - miał rację. Co chwilę jakaś próbowała go zachęcić do tańca, ale on stał nie wzruszony przy barze. Oddałam Chris'a jakiejś dziewczynie i powędrowałam do niego.
- Czemu nie tańczysz? - spytałam pijąc drinka.
- A czemu mam tańczyć? - nie zaśmiał się, ale widziałam błysk rozbawienia w jego oczach.
- Bo cię zapraszam do tańca - przewrócił oczami.
- Nie mam ochoty.
- Owszem masz - pociągnęłam go, ale rzucił mi gniewne spojrzenie.
- Nie chce. - rzucił poirytowanym tonem.
- No proszę. - przycisnął mnie z ogromną siłą do blatu zaciskając ręce na moich nadgarstkach.
- Powiedziałem NIE - syknął mi do ucha. Przeraził mnie. Jego oczy przybrały szary odcień. Chyba nie miał zamiaru mnie puścić, bo przycisnął mnie jeszcze bardziej.
- To boli - powiedziałam przez łzy, ale nie puszczał. - Louis... to boli.
- Tomlinson ! Puść ją ! - wrzasnął ktoś odciągając go ode mnie. Złapałam się za obolałe nadgarstki. - Co ty wyrabiasz?! - Chris podtrzymywał go, bo chciał się wyrwać.
- Nic- znów jego oczy były niebiesko-zielone i oddalił się szybkim krokiem przeciskając się przez tłum do wyjścia .
- Nic ci nie jest? - spytał Math głaskając moje nadgarstki. Pokręciłam głową. - Chodź do nas.

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 3

Nie chciałam jej okłamywać , no w końcu była moją przyjaciółką ,  ale nie może się dowiedzieć za żadne skarby tego cholernego świata . Wolę , żeby żyła w nie pewności .
Czekałam na Ed'a , która miał mnie podwieźć pod hotelem . Nie było zimno , ale ja jak to ja i tak się cała trzęsłam . - Gdzie on jest - byłam coraz bardziej zirytowana . Poczułam wibracje w torebce i wyjęłam z niej mój telefon . Adam . No nie . Odrzuciłam połączenie , wyłączyłam go  i wrzuciłam  z powrotem do mojej kopertówki .
Po 5 minutach w końcu podjechał po mnie czarny mercedes , z którego wysiadł kamerdyner i otworzył mi drzwi jak przystało na dżentelmena .
- Dziękuje - uśmiechnęłam się do niego promiennie , a on skinął mi głową i zamknął za mną drzwi .
- Witaj Amanda - odwróciłam głowę aby ujrzeć Mandy . Pomocnice Ed'a .
- Cześć Mandy . Gdzie Ed ? - rzuciłam obojętnie . Nie cierpiałam jej . Zarzuciła za ramię swoje rude kudły i przyjrzała mi się uważnie .
- Jest ... jak to ująć ... Zajęty ? - ech .... a szkoda . 10 minut w samochodzie z tą jędzą to dla mnie zbyt dużo . - A tak w ogóle to miałaś mieć czerwoną sukienkę .
- Tak , ale tamtej zapomniałam wziąć z domu w San Jose więc jestem w miętowej . Jakiś problem ? - powiedziałam przez zaciśnięte zęby . Zawsze miała jakieś spiny . Zmierzyła mnie od góry do dołu .
- Wyglądasz okropnie - a ty jak zwykle olśniewająco . Zaśmiałam się pod nosem . Zazdrośnica .
- Miło mi cię widzieć Mandy - uciąłem poirytowana i do końca jazdy się do siebie nie odzywałyśmy . Wysiadłam pod jakimś klubem . - To nie miało być w restauracji ?
- Mała zmiana planów . Masz zdjęcie jego w telefonie idź go znajdź i zaprowadź do pokoju 139 w tamtym hotelu - wskazała na drugą stronę ulicy . Ja tam będę czekać . Pospiesz się - rzuciła na odchodne i powędrowała do motelu bardziej niż hotelu .
Głęboki oddech , pierś do przodu i w drogę . Pokazałam bramkarzowi plakietkę umożliwiającą szybkie wejście , zlustrował mnie powoli i pozwolił mi wejść co nie uszło uwadze rozwścieczonych kolejkowiczów . Zgromili mnie wszyscy po kolei wzrokiem , ale ja się nie zatrzymałam .
W powietrzu było czuć smród spoconych ciał . O matko . Jak ja mam go tu znaleźć . Usiadłam przy barze zamawiając drinka na dodanie ciut pewności siebie i obserwowałam wijące się ciała . W uszach dudniły mi basy a do tego ciągle czułam na sobie czyjeś spojrzenie .
Odwróciłam się do barmana i odebrałam swojego drinka . Mmm... Dobry . Zrobiło mi się lepiej po drugiej kolejce i kiedy miałam wstać ktoś złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie . No proszę , ten którego szukałam sam mnie znalazł . Na żywo wyglądał lepiej . Cóż , niedługo nie będzie go wcale .
- Co tu robi sama tak piękna pani ?
- Czeka na jakiegoś przystojnego pana i chyba się doczekała - puściłam oczko zaczepnie . Zadziałało . Posłał mi uroczy uśmiech i przyciągnął jeszcze bliżej swojego torsu .
- Zatańczysz ? - szepnął mi do ucha . Spojrzałam na niego z ukosu .
- Oczywiście . - pokazałam mu mój popisowy uśmiech , a on pociągnął mnie w na parkiet . Dałam się ponieść muzyce do momentu kiedy przywarł do mnie swoimi ustami . No dobra , skoro tak to już czas iść do Mandy .
- Chodź ze mną - szepnęłam do jego przygryzając wargę . Zrozumiał co miałam na myśli i podążał za mną przepychając się przez tłum ludzi . Sprawdzałam co chwilę czy idzie , ale on się nie poddawał . Wyszłam na ulicę i złapałam go za rękę ciągnąc na drugą stronę ulicy . Weszliśmy do windy , a on przycisnął do moich swoje usta ręką jadąc w górę mojego uda . Jezuu... jak ta winda długo jedzie . Jego ręka niebezpiecznie blisko była mojej bielizny . Błagałam w duchu aby już było po wszystkim .  W końcu usłyszałam charakterystyczny dźwięk i wyplątałam się z jego uścisku łapiąc go za rękę i prowadząc do pokoju 139 jak mówiła ta jędza . Otworzyłam kartką go i wepchnęłam jaśnie pana do środka . W środku było ciemno , słychać było tylko jego ciężki oddech , był blisko . Za blisko .
Zamknęłam oczy wykorzystując to , że mnie nie widzi i czekałam na rozwój wydarzeń . W pewnym momencie ktoś wyciągnął mnie na korytarz i zamknął za mną drzwi . Byłam sama na pustym korytarzu . Na szczęście Mandy się nim zajęła .

(...)

Wróciłam do apartamentu koło 23.00 . Wyglądałam okropnie . Rozczochrane włosy , rozmazana szminka  . Ten typ był jakiś agresywny . Ciekawe co z nim Mandy zrobiła. No nie ważne . Co mnie to obchodzi ?
Cassie spała . No tak jutro miała iść się zapisać na studia . Po cichu weszłam do jej pokoju i zostawiłam na  stoliku nocnym czekoladki , które kupiłam po drodze . Lubiłam jej kupować różne rzeczy . Lubiłam patrzeć jak jest szczęśliwa .
Wróciłam do salonu i zdjęłam z siebie tą ciasną sukienkę . Czułam na sobie jego łabska , ale nie miałam najmniejszej ochoty się dzisiaj kąpać . Zrobię to rano .
Wzięłam z kuchni wodę i poszłam do siebie . Moja nie rozpakowana walizka leżała koło dużego łóżka . Wskoczyłam pod pościel i włączyłam telefon sprawdzając czy nie dzwonił ktoś ważny . 40 nieodebranych połączeń od Adama . Umm... Jutro do niego zadzwonię ... albo  i nie . 1 sms : " Dobra robota mała , przelałem na twoje konto pieniądze . Jutro podeślę ci następnego pana . Ed  ;) "

Dziękuje za komentarze pod ostatnim rozdziałem . Proszę aby tutaj było więcej , to wile dla mnie znaczy i motywuje <3

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 2

- Jak sądzisz znajdę chłopaka w LA ? - spytała moja przyjaciółka kiedy wychodziłyśmy z pokładu . Gadała mi przez całą drogę . Myślałam , że mnie szlak trafi . Na szczęście Los Angeles nie jest tak daleko od San Jose . Spojrzałam na nią poirytowana .
- Skarbie ty mój najdroższy - zaczęłam przewracając oczami - Możesz mieć każdego chłopaka w okolicy , ale po co ci ktoś na stałe . Miłość nie istnieje - pogłaskałam ją po ramieniu pocieszająco , ale chyba jej nie przekonałam.
- To , że ty tak sądzisz nie zmienia faktu , że ja mam nadzieję się zakochać - ciarki mnie przeszły . Zakochać ? Pff... Chyba zgłupiała . Faceci nie są zdolni do miłości , oni tylko potrafią zdradzać i porzucać . - Dobra , nie mam zamiaru się kłócić o taką groteskę .
- Jak chcesz i tak wiem , że mam rację - puściłam jej oczko , a ona walnęła mnie w ramię śmiejąc się .
- Ty się nigdy nie zmienisz , prawda ? - udała smutną . Przymrużyłam oczy i przybrałam wyraz surowej matki .
- Nigdy kochana , nigdy - pociągnęłam ją w stronę taksówki , z której wyszedł nie zbyt przystojny mężczyzna uśmiechając się zalotnie . Ugh... już wiem dlaczego mam taką pracę . Zaśmiałam się pod nosem i wsiadłam do środka .
- A torby ? - spytała zdziwiona Cassie .
- Ten pan się nimi zajmie - miałam rację . Wziął je od tragarza , czy jak on się tam nazywa i włożył je do bagażnika po czym wsiadł i rozpromieniony zwrócił się do nas.
- To gdzie wybierają się takie ślicznotki ? - zatrzepotałam rzęsami udając zainteresowaną jego osobą .
- Do Luxe City Center prosimy - podałam hotel w którym kazał nam się zatrzymać Ed , mój szef . Podobno znajduję się w centrum i jest najchętniej odwiedzany przez biznesmenów . Idealne miejsce dla mnie . A przy okazji to on płaci , nie ja .
- Już się robi - zaćwierkał kierowca i z prędkością światła ruszył z lotniska .

(...)

Dojechaliśmy tam w pół godziny , były masakryczne korki , do tego ten taksówkarz ciągle nawijał o rozwodzie . Po co mi to wiedzieć . Na moje oko miał koło 40 , może mniej . Nie dziwię się czemu go żona zostawiła , był nie znośny . Przyrzekam , że gdyby nie było tak Cass on byłby już martwy , no może nie martwy ale na pewno nie w tak dobrej kondycji jak teraz .
- Dziękujemy - podałam mu kilka banknotów i jak najszybciej odebrałam od niego walizkę ruszając w stronę hotelu . Moja przyjaciółka trzymała się blisko mnie jakby się obawiała nowego miejsca .
- Daleko stąd  na uczelnię ? - spytała gdy jechałyśmy windą do góry .
- Nie mogłyśmy kogoś poprosić aby wziął te torby ? - spytałam poirytowana .
- Po pierwsze : NIE . Mamy ręce , a po drugie zadałam ci pytanie - och tak ... zapomniałam .
- Nie daleko , jakieś trzy , cztery przecznice . - rzuciłam obojętnie . - Mogę cię podwozić samochodem , bo w tamtą stronę mam biuro . - zlustrowałam ją od dołu do góry , schudła ?
- Nadal nie wiem na czym polega twoja praca , czemu mi nie powiesz ?
- Bo to nic ciekawego , lepiej żebyś nie wiedziała - fuknęła pod nosem . Była dla mnie taką młodszą siostrą , chociaż tak naprawdę byłyśmy w  tym samym wieku . Przygryzła wargę i wyszła z windy kiedy ta wydała charakterystyczny dźwięk .
- Który to był pokój ? - spytała . Rozejrzałam się dookoła aż dostrzegłam Ed'a opierającego się o drzwi jednego z apartamentów .
- Kogo moje cudne oczy widzą - ech , no tak . Miał grać przy Cass mojego dobrego kumpla z dawnych lat . - Amanda , kochanie - oo jak uroczo . Podeszłam do niego i go przytuliłam .
- Cassie to jest ... -wypadło mi z głowy jak miałam go nazywać . Zamotałam się a on dokończył .
- Michael - wyszczerzył się do niej - Wybrałem dla was najlepszy apartament na jaki było mnie stać - puścił Cassie oczko , a ta zarumieniła się . Tak... Ed to znaczy Michael potrafi czarować . Był przystojny , wysoki i pewny siebie czegóż więcej mu było trzeba ?
- Jestem Cassie , dla znajomych Cass.
- Umm.. Cass pięknie imię - przygryzł dolną wargę . O... nie . Od niej trzymaj się z dala Collins . Stanęłam przed moją przyjaciółką zasłaniając mu ją .
- A więc Michael pokażesz nam wnętrze - zgromiłam go wzrokiem , a on zaśmiał się i wszedł do środka . Całkiem całkiem . Stwierdziłam wchodząc do środka . Duży salon , a obok kuchnia . Za dużymi drzwiami pewnie była jedna sypialnia , a po lewej następna .  Schodki prowadzące na taras z pięknym widokiem na LA. Przyznaje , że się postarał .
- Amanda , skarbie chodź na słówko - zawołał mnie " Michael "
- Zaraz przyjdę Cass , rozpakuj się .
- Ta po lewej jest twoja ślicznoto - ogłosił do niej Collins .
- No więc - powiedziałam wychodząc z apartamentu .
- Dzisiaj masz pierwsze zlecenie mała - pogłaskał mnie po policzku . Strzepnęłam jego rękę i założyłam ręce na piersi - Bez numerów Black .
- Rozumiem - przewróciłam oczami . Złapał mnie za podbródek i przyciągnął do siebie .
- Fred Smith - wycedził przez zęby - Twój pierwszy cel - puścił mnie - Wyślę ci jego zdjęcie i gdzie go znajdziesz esemesem . - powiedział na odchodne i zniknął w windzie . Odetchnęłam głęboko . No to jedziemy .

(...)

- Dopiero tu przyjechaliśmy , a ty już masz jakąś ważną konferencję  - mruknęła Cass kiedy się zaczęłam szykować na " konferencję " .
- Co ja mogę - spojrzałam na nią - Lepiej pomóż mi zapiąć tą sukienkę . - patrzała chwilę na mnie jakby chciała telepatycznie wydrapać mi oczy po czym westchnęła teatralnie i pomogła mi się uszykować .

Next pojawi się niebawem , proszę o komentarze które strasznie motywują <3 Dodałam zakładkę gdzie możecie złożyć zamówienia na trailer u Bellatrix :) 

środa, 15 stycznia 2014

Trailer

Zapraszam do obejrzenia trailera wykonanego przez Bellatrix - @shelterfromsun
Naprawdę zrobiła kawał powiedziałabym świetnej roboty i naprawdę z całego serducha jej dziękuje i zapraszam do składania u niej zamówień ( zrobię dodatkową zakładkę z linkiem gdzie można złożyć zamówienia ) <3

http://www.youtube.com/watch?v=Mo38uFMUxdo&feature=youtu.be


piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 1

Zarzuciłam moje włosy do tyłu uśmiechając się mimowolnie do wszystkich samców na ulicy prowadzącej do mojego domu w Kalifornii . Jestem piękna , po co to ukrywać . Mam na imię Uwodzicielka , a tak na prawdę to Amanda . Wszyscy faceci , którzy teraz się uśmiechają kiedyś mnie porządnie zranili , a teraz mnie nie pamiętają , ale ja ich pamiętam i to bardzo dobrze .
Weszłam na altankę by pożegnać się ostatni raz z moją rodziną . Ucałowałam mamę , taty niestety nie mam , babcię , dziadka portret bo niestety odszedł już z tego nieszczęsnego świata , no i mojego psa - jamnika , który jak każdy ma imię , a jego brzmi Parówka . Tak , to takie orginalne , no cóż miałam 5 lat jak wybierałam to imię , a teraz mam 19 . Ten czas tak szybko leci .
Wyjeżdżam na stałe , do Los Angeles . Zaczynam wszystko od nowa , nowe znajomości , otoczenie , tylko jedna rzecz się nie zmieni , no tak naprawdę dwie .  Moja praca i przyjaciółka . Moją przyjaciółką jest nie jaka Cassie , która od piaskownicy mi towarzyszy . Cass chce studiować w LA kosmetykę aby spełnić swoje marzenia , wierzę w nią , jest ambitna .
W Kalifornii zostawiam coś jeszcze , mojego chłopaka - Adam'a . Adam jest piłkarzem , ale szczerze kocham go jak brata , nic więcej . On nie wie o mojej pracy , załamał by się i od razu mówię nie nie jestem prostytutką , to nudne zajęcie . Zajmuję się czymś wymagającym większego sprytu od przespania się z facetem za pieniądze .
Tak więc jak mówiłam mam tego chłopaka , z którym trzeba się pożegnać , on jeszcze nie wie , że za godzinę mam samolot , biedactwo .
Wysiadłam pod jego domkiem z taksówki i ruszyłam przez chodnik do drzwi , zapukałam a po chwili stanęła w nich mama Adama .
- O.. Dzień dobry kochanie - uśmiechnęła się promiennie .
- Dzień dobry - oddałam uśmiech i weszłam do środka - Adam u siebie ?
- Oh... Kochanie mój syneczek poszedł na trening - jak zwykle syneczek musiał się gdzieś wybrać w takiej chwili , pomyślałam .
- No trudno , przekaże mu pani że wyjechałam na stałe do Los Angeles , bo nie mam czasu do niego pojechać .
- Jak to wyjeżdżasz słonko ? - zdziwiła się .
- Do pracy , tam lepiej płacą . - uśmiechnęłam się i wyszłam rzucając krótkie Do Widzenia i tyle mnie widziała , gdyż zniknęłam w taksówce .
Po pewnym czasie byłam u Cassie i czekałam aż ta zapakuje ostatnie rzeczy . Wylegiwałam się wygodnie na jej łóżku wpatrując się w swój telefon .
- Może odbierzesz ? - zaśmiała się moja przyjaciółka .
- Hę ? - dopiero teraz uświadomiłam sobie , że dzwoni Adam . - Odebrać ? - pokazałam jej telefon .
- Tak - wybuchnęła śmiechem - To w końcu dalej twój chłopak .
- Już nie długo - przyłożyłam telefon do ucha  - Tak ?
- Gdzie jesteś ? - powiedział zdenerwowany .
- W drodze na lotnisko . - skłamałam .
- Czemu mi nic nie powiedziałaś wcześniej ?
- Jakoś wypadło mi to z głowy .
- Tak , jasne . Kiedy wracasz ?
- Nie mówiła ci mamusia , że na stałe wyjeżdżam ?
- Mówiła , ale wolałem się upewnić . Nie pożegnasz się nawet ?
- Ugh... Gdzie jesteś ?
- Pod domem Cassie .
- Już idę .
- A jednak nie w drodze na lotnisko ?
- No nie - rozłączyłam się i zeszłam na dół ostatni raz go przytulić .
- Chodź do mnie moja piękna - wtuliłam się w niego , a on pocałował mnie w głowę , gdyż byłam od niego niższa . Jedyne czego będzie mi brakować to ta jego czułość , ale mogę sobie znaleźć kogoś nowego tam , żeby go również okłamywać o on dalej będzie posłuszny . Taki nawyk . - Będę tak cholernie tęsknić - wyszeptał mi w usta .
- Ta , ja też - nie , ja nie.
- Zadzwonisz czasem ?
- Jasne - że nie , pomyślałam .
- A napiszesz ?
- Napisz to odpisze - pocałowałam go i ruszyłam po walizkę , którą Cass wyniosła przed budynek gdyż już jedziemy .
- Kochanie ?
- Hmm? - spojrzałam się na niego .
-  Mogę pojechać z wami na lotnisko ? - ugh... nieeeee.
- Oczywiście - uległam , w końcu go oszukuje niech am trochę radochy .
- Dziękuje - wziął ode mnie walizkę , cmoknął mnie w policzek i zawiózł nas swoim Mercedesem .

(...)

Po jakiejś godzinie opóźnienia samolotu niski głos oświadczył , że możemy się wpakować do środka . Pomachałam Adam'owi , ale on przyciągnął mnie do siebie i ostatni raz przytulił oraz pocałował . Wymusiłam z siebie kilka fałszywych łez i wsiadłam na pokład , znikając zza jego widoku wytarłam je i zaczęłam się z Cassie śmiać .
- Jesteś okropna - stwierdziła - On Cię kocha .
- No wiem - uśmiechnęłam się pięknie do niezłego ciasteczka siedzącego obok mnie i pogrążyłam się w czytaniu jakiegoś czasopisma kupionego w sklepiku na lotnisku .

No to mamy I rozdział , jak się podoba . Ktoś będzie czytać dalej ? :)

środa, 1 stycznia 2014

Prolog ...

                                   To bolesne pragnienie , że to czego pożądasz jest od Ciebie daleko .
Ten ból po stracie ukochanej osoby .
Ta zemsta za każdą minutę smutku .

***

Uwodzicielka , znana pod wieloma imionami wyprowadza się ze swojego rodzinnego San Jose, do Los Angeles aby wykorzystać swoje umiejętności w niecodziennych sprawach . Towarzyszy jej przyjaciółka - Cassie , która chce prowadzić niczego nie świadoma normalne życie , chce studiować . Amanda , gdyż  tak brzmiało prawdziwe imię Uwodzicielki zostawia w San Jose swojego chłopaka , rodzinę i wspomnienia   , które chce wymazać . W chwili przyjazdu dziewczyn do LA masowo zaczynają ginąć mężczyźni .
Czy mają coś wspólnego z tymi wydarzeniami ?
Czy komuś uda się to zatrzymać ? 
Czy będą normalnie żyć ? 


Tego wszystkiego dowiecie się w dalszej części bloga .
Liczę na zachęcające komentarze . :)