sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 4

Zasnęłam nie długo po tej wiadomości. Nic ciekawego mi się nie śniło, a zazwyczaj jak śni to zapominam co takiego. Tak już mam .
 Rano dostałam nowe zlecenie i namiary na nie jakiego "Matha Soniera". Całkiem ładna twarzyczka. W takich chwilach lubię moją pracę, choć to rzadko się zdarza.
Leżałam bez czynnie gapiąc się w sufit przez jakąś godzinę, kiedy dobiegł mnie odgłos pukania do drzwi. Pospiesznie nie zakładając nic na siebie, w zwykłej koszulce pobiegłam je otworzyć. Stał w nich Ed z czarującym uśmiechem.
- Witaj słońce - wyszczerzył się przesadnie. Przewróciłam oczami i wpuściłam go do środka.
- Nie ma Cass więc się nie wydurniaj. - jego oczy błysnęły rozbawieniem.
- Nie mogę tak mówić do mojej ulubionej pracownicy? - udał urażonego. Poszłam do kuchni rzucając stanowcze "NIE".
- Mała zmiana planów stokrotko- przylazł za mną nalewając sobie wody.
- Z czym? - irytował mnie z samego rana. - I nie mów tak do mnie - zaśmiał się głośno widząc jak wydęłam usta.
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi - dotknął mojego policzka. Strzepnęłam jego rękę jakby był jakimś natrętnym insektem.
- Do rzeczy. - odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość. Oparł się o blat przybierając obojętny wyraz twarzy. Westchnął teatralnie i przyłożył kubek do ust wypijając do końca jego zawartość. Jego powolne ruchy były nie do zniesienia.
- Jeden pan - zaśmiał się jakby powiedział jakiś dobry żart, który tylko on rozumie - To znaczy pewny chłopak bardzo mi przeszkadza w interesach. - zrobił przerwę sprawdzając czy rozumiem. - Chciałbym, żebyś zamiast Matha uwiodła go.
- Ok, nie ma sprawy. Tylko... - przerwał mi nagle.
- To nie wszystko. - uśmiechnął się. To nie wróży nic dobrego. - Na koniec masz go zabić.
- Chyba żartujesz?! - parsknęłam. - Nie zrobię tego. - minęłam go , ale złapał mnie za ramię przyciągając do siebie.
- Owszem zrobisz - wycedził przez zęby. - Jeśli tego nie zrobisz to ty będziesz leżeć w grobie, nie on. - Przełknęłam głośno ślinę. Spuściłam głowę w geście rezygnacji, a on uśmiechnął się z satysfakcją. Wygrał. - Grzeczna dziewczynka. Wieczorem podeślę po ciebie samochód. Pojedziesz na Avalon i się nim zajmiesz. - puścił mi oczko i opuścił mój apartament. Stałam w tej kuchni wpatrując się w sufit. Miałam go zabić? Nie, nie mogę.... Łzy ściekały mi po dekolcie. Ale muszę.

[...]

Nie mogłam się na niczym skupić. Miałam zabić żywą istotę. Sama nie wiem co robili z tamtymi, ale to już lekka przesada. To nie dorzeczne.
Cassie wróciła po 15.00 mówiła, że jakiś chłopak też się zapisywał na studia, ale oczywiście na inny kierunek i zaprosił ją na kawę. Jak ona to ujęła, był "uroczy". Cieszyłam się, że znalazła sobie już jakiegoś kolegę, ale miałam ważniejsze rzeczy na głowię. Na przykład to, że miałam zabić jakiegoś kolesia. Ugh... Nie dam rady.
- Jesteś jakaś spięta. Wszystko ok? - spytała moja przyjaciółka kiedy oglądałyśmy jakiś film. Zupełnie nie wiedziałam o co w nim chodzi.
- Jasne - powiedziałam przesadnie radośnie. Zmrużyła oczy lustrując mnie od góry do dołu.
- Jesteś jakaś blada.
- Po prostu nie użyłam pudru. Okej? - nie była do końca przekonana, ale dała spokój. Byłam jej za to wdzięczna. I to bardzo. Przeglądała coś na tablecie przygryzając nerwowo wargę.
- Słyszałaś o tej akcji z wczoraj? - spytała pokazując mi coś.
- Nie - rzuciłam.
- Jakiś facet został zamordowany w motelu. Ostatni raz jak go widziano szedł po drinka. A potem zniknął.- już wiem w jaki sposób się nim zajęła Mandy.
- Umm... To straszne - mruknęłam.
- Biedni. Do czego ludzie są zdolni. - cmoknęła jak dorośli kiedy karzą swoje dzieci. - Idziesz gdzieś dzisiaj?
- Emm.. Nie , to znaczy tak. Praca wzywa.
- Jest sobota. - fuknęła pod nosem.
- A ja pracuje. - dodałam. - No sorki Cass. Jutro gdzieś pójdziemy. Może na plażę?
- Oh.. okej. Pamiętaj że za dwa tygodnie idę na studia.
- Wiem. - wstałam i poszłam się szykować. Samochód miał być za godzinę. Chyba przestałam lubić moją pracę.


[...]

Założyłam czerwoną sukienkę ledwo zakrywającą pupę, a do tego czarne szpilki. Wyglądałam seksownie. Blond włosy umyłam więc zrobiły mi się fale sięgające  do biustu. Cassie zrobiła mi makijaż. Trochę czerni  w kącikach oka, mascara i czerwone usta. Na szyję założyłam mój kochany naszyjnik, który dostałam od taty przed śmiercią. Był w kształcie serca.
- To dziwne, że szef każe ci się tak stroić na kolacje służbową.
- Wiesz. W ten sposób jak on to ujął " Zachęcę ich" - zaśmiałam się pod nosem. W ten sposób szybciej ich uwiodę.
Samochód czekał punktualnie pod hotelem. Wspięłam się na siedzenie, a kierowca zamknął za mną drzwi. W środku czekał na mnie Ed we własnej osobie. Chociaż nie ta jędza.
- No witaj ślicznotko.
- Cześć Edwardzie - zaśmiałam się. Lubiłam go denerwować jego pełnym imieniem.
- Bardzo śmieszne Black. - westchnął i podał mi kopertę z danymi owego pana. - Ma na imię Louis. Typowy gangster zatruwający mi życie.
- W jaki sposób?
- Jest "ważniejszy" ode mnie - pokręcił głową zniesmaczony. Podał mi jego zdjęcie. Ładny. - Może ci szybko nie ulec więc za kumpluj się z nim teraz. Kiedy będzie ci ufał... - przejechał palcem po swojej szyi - .. zabij go.
- Dlaczego nie zrobi tego Mandy.
- Bo Mandy jest sierotą, a on jest sprytny. Dasz radę. Oczywiście grubo ci za to zapłacę. - pojazd zatrzymał się, a drzwi z mojej strony otwarły się. - Powodzenia kruszyno - klepnął mnie w tyłek kiedy wychodziłam. Przewróciłam oczami.
- Łapy przy sobie Collins. - rzuciłam i ruszyłam do klubu w niezbyt przyjemnej części miasta.
W środku było strasznie tłoczno. Jeszcze gorzej niż wczoraj. Co chwilę jakieś ręce spoczywały na moim biuście lub talii. Strzepywałam je przepychając się do baru. Dwa drinki na odwagę i do dzieła. Wypiłam je szybko spoglądając na ściśnięte ciała.
Nigdzie nie mogłam go dojrzeć, ale skoro był tu znany ktoś musiał wiedzieć gdzie jest. Nachyliłam się na barmanem kiedy wlewał komuś piwo.
- Wiesz może gdzie mogę znaleźć nie jakiego Louis'a Tomlinsona? - przekręciłam głowę na bok uśmiechając się zalotnie.
- Nie wiem o kim mówisz - szepnął mi do ucha. Okej. Skoro nie wiesz. Wyciągnęłam ze stanika kilka papierków i włożyłam mu do kieszeni koszuli. - Louis tak? - oo.. chyba jednak wie o kim mówię.
- U góry. - wskazał schody prowadzące na drugie piętro.
- Dziękuje - puściłam mu oczko i powędrowałam we wskazanym kierunku. Wyżej nie było parkietu tylko kanapy, na których urzędowali jacyś "biznesmeni". W odległym od schodów rogu odnalazłam grupkę kolesi spod ciemnej gwiazdy upijających się w trupa. Dostrzegłam moją ofiarę.
- Jest tu może ktoś chętny zatańczyć? - ukazałam moje śliczne ząbki. Jeden z nich wstał i objął mnie w talii. Louis siedział na kanapie przyglądając się z rozbawieniem tej nie co krępującej sytuacji.
- Mieliśmy w planie zejść po drinki. Dołączysz się do nas? - spytał ten co mnie obejmował. Przyjrzałam mu się. Miał błękitne oczy, którymi chyba miał zamiar mnie rozebrać. Blond włosy rozczochrane idealnie i piękny uśmiech. Zaśmiałam się wyślizgując się z jego uścisku.
- Chętnie - wszyscy wstali oprócz Tomlinsona , który dalej mi się przyglądał.
- Stary. a ty nie idziesz? - spytał jakiś szatyn.
- Nie - po raz pierwszy się odezwał. Miał nie typowy głos, który wydał mi się nieźle pociągający jak i on sam. Miał na sobie zwykłą czarną koszulkę i jeansy. Posłał mi pewny siebie pół uśmiech i wskazał miejsce obok siebie.
- Usiądziesz?  - spytał. Przygryzłam wargę nie wiedząc co zrobić.
- Umm... Okej - szczerze? Trochę mnie onieśmielał. Kurde.... Nigdy mnie facet nie onieśmielał. Usiadłam nie pewnie i przyjrzałam się mu zaciekawiona.
- Jestem Louis -  Nie mogłam użyć swojego prawdziwego imienia, ale Ed kazał mi być sobą.
- Am...Amanda - uśmiechnęłam się zalotnie starając opanować zdenerwowanie. Miałam go zabić?
- Miło mi. - znów ten pół uśmiech. - Sama przyszłaś Amando?
- Tak. Miałam zamiar nie co się rozerwać w dobrym towarzystwie. - przekręcił głowę na bok patrząc się w moje oczy. To dziwne, zazwyczaj mój biust lub tyłek były adorowane nie moje oczy.
- Może znasz... - zaczął , ale w tej chwili pojawili się chłopaki z drinkami.
- Imię? - zaśmiał się szatyn.
- Amanda. - puściłam mu oczko.
- Miło mi. Jestem Taylor. - wyciągnął do mnie rękę - Dla takich ślicznotek Tay.
- Skoro my tak do ciebie mówimy to też jesteśmy ślicznotki - Louis wybuchnął śmiechem, a Tay zgromił go wzrokiem.
- Zatańczysz? - podszedł do mnie blondyn wyciągając mnie z objęć Tay'a - Jestem Math.
- Z przyjemnością Math. - pociągnęłam go w stronę schodów.
- Ej czekajcie. Idziemy z wami - stwierdził chłopak w rudych włosach. - Chris - minął mnie i Math'a wędrując z resztą na dól.
Obserwowałam cały czas Louis'a próbując jakoś go zaczepić. Przylgnęłam do ciała mojego tancerza poruszając się w rytm muzyki.
Po 10 minutach tańczyłam już z Tay'em , a potem z Chris'em.
- Nie patrz się tak na niego- szepnął mi do ucha. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Na kogo?
- Na pana Louis'a. Dobrze wiem, że nie przypadkowo tu jesteś.
- To znaczy?
- Barman to mój kolega. Powiedział mi, że pytałaś o niego.
- Co z tego? - ugh... wpadka.
- Nie jesteś tu przypadkowo - powtórz z naciskiem. - Czego chcesz?
- Okej, okej...  Tu mnie masz. Spodobał mi się.
- Nie tylko tobie. - miał rację. Co chwilę jakaś próbowała go zachęcić do tańca, ale on stał nie wzruszony przy barze. Oddałam Chris'a jakiejś dziewczynie i powędrowałam do niego.
- Czemu nie tańczysz? - spytałam pijąc drinka.
- A czemu mam tańczyć? - nie zaśmiał się, ale widziałam błysk rozbawienia w jego oczach.
- Bo cię zapraszam do tańca - przewrócił oczami.
- Nie mam ochoty.
- Owszem masz - pociągnęłam go, ale rzucił mi gniewne spojrzenie.
- Nie chce. - rzucił poirytowanym tonem.
- No proszę. - przycisnął mnie z ogromną siłą do blatu zaciskając ręce na moich nadgarstkach.
- Powiedziałem NIE - syknął mi do ucha. Przeraził mnie. Jego oczy przybrały szary odcień. Chyba nie miał zamiaru mnie puścić, bo przycisnął mnie jeszcze bardziej.
- To boli - powiedziałam przez łzy, ale nie puszczał. - Louis... to boli.
- Tomlinson ! Puść ją ! - wrzasnął ktoś odciągając go ode mnie. Złapałam się za obolałe nadgarstki. - Co ty wyrabiasz?! - Chris podtrzymywał go, bo chciał się wyrwać.
- Nic- znów jego oczy były niebiesko-zielone i oddalił się szybkim krokiem przeciskając się przez tłum do wyjścia .
- Nic ci nie jest? - spytał Math głaskając moje nadgarstki. Pokręciłam głową. - Chodź do nas.

6 komentarzy:

  1. Genialny rozdział.
    Męczy mnie pytanie czemu nie chciał zatańczyć.
    Oniesmiela ją wow
    @life_in_tears

    OdpowiedzUsuń
  2. Zły Louis... Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów z jego osobą! Czekam na więcej ♥
    Ps dzięki za zastosowanie się do prośby i nie stosowanie spacji przed znakami interupunkcyjnymi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG , genialny *o* .
    Louis Bad Boy ^^
    Czekam na nexta <3
    @luv_myy_horan

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo kochana <3
    Już myślałam, że będzie wpadka xd
    Czemu on nie chciał z nią zatańczyć?!
    Czekam z niecierpliwością na nexta x
    @JuliaKlove1D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podobał ten rozdział. Serce w paru momentach biło mi szybciej. Masz ogromny talent do pisania. Uzależniłam się od wchodzenia tutaj i sprawdzania, czy jest nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję że niedługo będzie kolejny next
    Juz sie nie mogę doczekać

    OdpowiedzUsuń