piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 26

- Nie rozumiem co jest między tobą a Tomlinson'em - wymruczał mi ledwo zrozumiale Math do ucha.
- Skarbie jesteś uchlany - kołysaliśmy biodrami do już chyba 5 piosenki. W kącie pokoju nadal obserwowała nas nasza grupka prócz Megan i Louis'a, którzy nagle zniknęli. Może zabawiają się w jego sypialni.  I nie wcale mnie to nie obchodzi, po prostu stwierdzam fakty.
- Może - zachichotał - Ale nadal... muszę iść siku - pociągnął mnie w stronę łazienek
- Okej, Rozumiem.  - stanęłam - Ale po co ci tam ja?
- Um. No chodź, poczekasz na mnie przed łazienką - znów zostałam pociągnięta za rękę pod owe drzwi.
- Dalej nie rozumiem, ale idź już - zaśmiałam się.
- A jak Chris mi cię zabierze? - usłyszałam z łazienki na co przewróciłam oczami. Stałam tam dobre dziesięć minut oglądając swoje już zniszczone paznokcie. Zapamiętać- w poniedziałek do kosmetyczki. Jednak blondyn nadal nie opuszczał łazienki. Zapukałam chcąc sprawdzić czy nie wpadł do kibla czy coś, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi więc po prostu weszłam.
- Serio Math - zaśmiałam się widząc go śpiącego na podłodze. Zamknęłam cicho drzwi i myślałam, że dostanę zawału, gdy zderzyłam się z Megan.
- Jezu, Amanda. Uważaj. - warknęła. Co ona do jasnej cholery taka potargana?! Um. Ach tak, u Louis'a się było. Ciekawe czy zrobiła mu loda. Potrząsnęłam głową chcąc usunąć sobie ten obraz z przed oczu. - Co się tak gapisz? Ducha zobaczyłaś? - ha, nie prowokuj mnie idiotko. Uśmiechnęłam się słodko.
- Cóż, chcę myśleć iż jesteś duchem, bo jak na razie strasznie mnie irytujesz. - westchnęłam teatralnie.
- Mnie przynajmniej ktoś chcę - zaśmiała się uroczo. Czujecie ten sarkazm, no nie?
- Ups. Ja przynajmniej nie obciągam panu T. Ups. - odepchnęłam ją chcąc przejść.
-  Zazdrosna co? - stanęłam  odwróciłam się do niej.
- Och, tak. Bardzo. - ominęłam ją i poszłam na górę. Muszę odetchnąć.
Osunęłam się na podłogę tuż obok wyjścia na balkon i wypuściłam z siebie kilka płytkich oddechów. Poczułam powiem wiatru, ale nie chciało mi się unosić głowy aby sprawdzić kto właśnie usiadł na przeciwko mnie.
- Znudziła ci się zabawa z Math'em ? - widocznie zadrwił Tomlinson.
- A tobie z Megan? - uniosłam głowę i spotkałam się z jego niebiesko-zielonymi tęczówkami. Przechylił głowę w bok i wyciągnął do mnie ręce rozszerzając swoje nogi. Złapałam je po krótkiej chwili, a on przyciągnął mnie do siebie i odwrócił aż znalazłam się pomiędzy jego nogami, opierając głowę na jego piersi. Owinął swoje ramiona w okół mojej talii  cmoknął mnie w głowę.
- Nie zabawiałem się z nią.
- Ach doprawdy - zaśmiałam się cicho. - Ona twierdzi co innego.
- Ona po prostu chce cię wkurzyć.
- Nie bardzo mnie to rusza.
- Nie? - poczułam jak ściskają mu się ręce w pięści.
- Nie. Co mnie obchodzi z kim co robisz. Jesteśmy tylko znajomymi.
- Am ja..
- A po za tym co ciebie obchodzi co ja myślę, co robię z Math'em. Jest uroczy i nie zostawia mnie dla jakiejś laluni. Wiesz co? Wziął mnie ze sobą do kibla aby Chris mnie nie podwinął. Ty byś tak zrobił? Nie sądzę. Nie stać cię na taki ruch bo uważasz iż jesteś pępkiem świata i każdy powinien ci się kłaniać - wstałam nagle unikając jego wzroku - Uważasz, że ociekasz zajebistością i że wszyscy chcą z tobą być. Ja taka nie jestem. Nie chcę wskoczyć ci do łóżka aby zdobyć twoje uznanie. Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz. Tak, chciałam ci zrobić krzywdę bo inaczej mi się coś stanie bo wiesz... mało mnie obchodzisz. Chcę żebyś zniknął i żeby skończyło się to piekło, chcę żebyś mnie przytulił i powiedział że mnie nie zostawisz z tym samej ale w tym samym czasie chcę ci przywalić i zaszyć się w jakimś koncie. - oddychałam płytko nie wiedząc dlaczego to wszystko powiedziałam. Wstał górując na de mną i po prostu mnie przytulił.
- Masz rację jesteś inna. Zrobię wszystko co w mojej mocy aby cię ochronić przed nim, ale nie ułatwiasz mi tego będąc na mnie taka cięta. Nie chciałem, żeby Ed wiedział, że jesteśmy blisko dlatego zająłem się dzisiaj Meg. Chciałem cię chronić kochanie - omfg kochanie?! Nic nie poradzę na to, że moje serce trzepocze.
-Ja...
- Wystarczy'przepraszam' - cmoknął mnie w policzek.
- A za co ja cię przepraszam mam nniby przepraszać? - odsunęłam się od niego - Wiesz jak się poczułam widząc cię z nią?! To ty powinieneś mnie przepraszać.

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 25

Usnęłam na kanapie  tak jak stałam, rano obudził mnie hałas dobiegający z kuchni. Ospale powędrowałam w miejsce hałasu by ujrzeć Cass zbierającą z podłogi resztki sałatki czy cokolwiek to przedtem było. Spojrzała na mnie z pod jej długich rzęs i zaśmiała się słodko.
- Wiesz kochana, sałatka nie jest po to by nią rzucać - przeciągnęłam się.
- Ha ha ha. Gdybym to jeszcze zrobiła celowo. Tak, w ogóle czemu spałaś na kanapie? - wstała i wyrzuciła szczątki miski i jedzenie do kosza. - Minęłam się na dole z twoim kumplem...
- Kumplem?
-No...
-A no tak, był tutaj.. hm. poplotkować? - tsa, poplotkować.
- A wracając do tej kanapy - uniosła rozbawiona brwi.
- Ojejku, nie chciało mi się iść do pokoju. Po za tym było mi smutno bo ciebie nie było - pokazałam ząbki
- Uznałabym, że to słodkie, jednak to ty. - przewróciłam oczami i poszłam do łazienki ogarnąć się trochę. Westchnęłam do lustra widząc czerwony ślad na policzku. Czemu to do cholery nie schodzi?! I czemu Cass nic nie powiedziała?
Weszłam pod prysznic, ściągając przed tym stare ubrania i wrzucając je do kosza na pranie. Włączyłam gorącą wodę aby odprężyć ciało. Strumyk wody spływał po moich włosach oraz twarzy działając na mnie kojąco. Właściwie czemu nie jestem na nią zła. Zostawiła mnie. Westchnęłam cicho przypominając sobie wczorajsze po południe i tak właściwie już wieczór. Louis był taki... inny?
Wyszłam z kabiny i zawinęłam się w ręcznik. Wyszłam z łazienki zostawiając po sobie mokre ślady. Skręciłam do salonu gdzie siedział Chris. Strzeliłam sobie facepalm'a chcąc zawrócić, ale mnie zauważył.
- Hej ślicznoto. - przygryzł wargę skanując moje ciało. Oh, to takie typowe. Uśmiechnęłam się zalotnie odrywając go od mojego ciała.
- Witaj Christopher. - spojrzał mi się w oczy wstając.
- Wiesz, że źle może się skończyć paradowanie przy mnie w samym ręczniku? - podszedł bliżej naruszając moją bańkę osobistą.
- Wiesz, że paradowanie w samym ręczniku przy każdym osobniku płci przeciwnej może źle się skończyć? - puściłam mu oczko ledwo zauważając jak podchodzi krok bliżej. Nie przerywałam kontaktu wzrokowego. O, nie. Ja nie spękam. Był już na tyle blisko by dotknąć swoją klatką piersiową moją, ale nie odsuwałam się. Sięgną dłonią opadające pasemko moich włosów i założył mi je za ucho.
- Przyjdziesz dzisiaj na imprezę? - wyszeptał mi do ucha.
- To zależy - przygryzłam wargę.
- Od czego skarbie.
- Będzie alkohol? - zaśmiał się dziwnie strasznie.
- A jak by inaczej.
- Przyjdę.
- U Tomlinson'a o 21 - musnął ustami moje ucho i wyszedł. Hmm. Wygrałam?

(...)

Nie mówiłam Cass gdzie idę, po co jej to wiedzieć. Gdy była pod prysznicem ubrałam turkusową sukienkę i po prostu wyszłam. Telefon nie był mi za bardzo potrzebny więc go zwyczajnie zostawiłam na szafce obok łóżka.
Do domu Louis'a dotarłam 15 minut później, czyli standardowo byłam spóźniona. To na pewno nie było spotkanie biznesowe. Pół nagie dziewczyny tańczyły z ubranymi (niestety) mężczyznami i chłopakami. Oszczędziłam sobie pukanie do otwartych drzwi chociaż kultura tego stanowczo wymaga. Ale helooł, kto na takich ''domówkach'' jest kulturalny. Dajmy na przykład tą laskę z głowę między nogami kolegi. Dodajmy do tego iż zaraz będzie gadać z pełną buzią to już w ogóle zero klasy.
Przeszłam do równie zatłoczonego salonu, gdzie zauważyłam chłopaków i jakąś uroczą blondynkę. Siedziała na kolanach... Tomlinson'a uśmiechając się zalotnie. Oh, tak. Czyli wracamy do punktu wyjścia.
- Hej wszystkim - przywitałam się siadając na fotelu obok Chris'a. Ten uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
- W końcu mamy naszą ślicznotę. Czyli co? Chcesz zatańczyć? - spytał Tay wstając.
- O nie stary, ona dzisiaj jest ze mną.
- Po moim trupie - przewróciłam oczami słysząc znów Tay'a. Nagle Louis wstał praktycznie ściągając z siebie blondynkę na co zaśmiałam się cicho.
- Spokój, ja z nią zatańczę. - powiedział.
- Um. Nie dzięki. Wezmę Math'a. - przygryzłam wnętrze policzka wstając do chłopaka. - A tak w ogóle, jestem Amanda - uśmiechnęłam się do dziewczyny z satysfakcją. O tak, widzisz? Woli mnie.
- Megan - powoli mnie zmierzyła jakby czegoś szukając. Zatrzymała wzrok na mojej szyi. Ugh. Tomlinson. Po jakiego kundla robiłeś mi tą cholerną malinkę?! Zakryłam ją szybko włosami i zwróciłam się znów do blondyna.
- Zatrzymamy się przy barze? - złapałam go za rękę czując na sobie spojrzenie Louis'a. Wściekaj się skarbie i łechtaj moje ego.
- Z przyjemnością Am - objął mnie w talii śmiejąc się.

Heeej. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze zagląda, jak nie to bida.
Czytasz-----> Komentujesz szkrabie 

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 24

Jak na porządnych ludzi przystało pożegnaliśmy się przed dzisiątą i ruszyliśmy w drogę powotną. Jechałam za Lou, który co chwilę mnie rozpraszał dzwoniąc aby upewnić się czy wszystko gra.
- Tak, idioto. Przestań dzwonić - powiedziałam króryś raz z kolei. Śmiała się w tedy tylko i rozłączał aby za 10 minut znów przerwać moją ciszę.
Kiedy skręcił w swoją stronę, a ja pojechałam w swoją mój telefon znów zaczął wibrować. Włączyłam na głośno mówiąc lekko już zirytowana jak i rozbawiona.
- Czego znowu? - przygryzłam wargę czekając na odpowiedź.
- Och, Black. Czyżbyś była zajęta? - odezwał się Ed po drugiej stronie. Nie zapowiada się miła pogawędka.
- Umm. W sumie jadę samochodem. Coś ważnego? - skręciłam w lewo, kierując się do hotelu.
- Coś interesującego napewno. - do rzeczy Edward'zie do rzeczy. - Tak, to coś ważnego. Za ile będziesz w apartamencie?
- 5 minut. - rozłączył się w chwili, gdy wjechałam na parking. Niepewnym krokiem ruszyłam na górę. Ed stał przy drzwiach z jakąś kopertą.
- Dobry czas Black - przewróciłam oczami.
- A więc co jest tak bardzo ważnego?
- Twoja dyscyplina i dane słowo oczywiście. - uśmiechnął się nie za bardzo przyjemnie. Wpuściłam go do środka i ściągnęłam buty.
- Tak? - rzucił mi na stół ową kopertę. Wyciągnęłam z niej parę zdjęć, na których leżę z Lou w łóżku. On mnie obejmuje, a ja wtulam się w jego tors. O cholera...
Spojrzałam na niego udająć niewzruszoną co go najwyraźniej tylko bardziej rozłościło. Co za kretyn zrobił i wysłał te zdjęcia?! Obiecuję, że dorwę i zabiję.
- Powiesz mi co to znaczy? - uniósł jedną brew.
- Skoro muszę - uśmiechnęłam się ironicznie. O tak, babe. Amanda powraca.
- Słucham - usiadł obok mnie na kanapie.
- Nie mogłam go zabić...
- Bo? - westchnęłam teatralnie.
- Daj mi dokończyć, a nie wcinasz się w każde moje słowo - zmierzył mnie uważnie skanując moje ciało. Gdy jego wzrok padł na mojej szyi wciągnął głośno powietrze.
- Zaznaczył cię - zakryłam szybko to włosami.
- Jak spałam - broniłam się.
- Dopuściłaś go za blisko siebie. Miałaś zrobić to szybko i skutecznie, a z tego co widzę nie masz nawet zamiaru tego zrobić.
- Mam zamiar! - stanęłam zaraz za nim. W jednej chwili trzymałam się za piekący policzek. Przyłożył mi. Najnormalniej w świecie dostałam z liścia.
- To działaj słońce - mruknął ciągnąc mnie za podbrudek. Byłam milimetry od jego ust. - Bo inaczej wiesz co się stanie. Ma być dystans i kontrola.Wiem, że na niektórych działasz aż nad to, ale opanuj się. - szepnął szczerząc się. - Zrozumiano?
- Tak - przełknęłam ślinę gdy przystawił swoje usta tuż przy moim uchu.
- Grzeczna dziewczynka. - odepchnął mnie lekko. - Sory za ten policzek, nie pozwolę aby mój pracownik podnosił na mnie ton. Do następnego Black - rzucił na odchodne - A i jutro podeślę ci jakiegoś typa, co raz więcej wyrzutków na tym świecie - cmoknął z dezaprobatą i zamknął za sobą drzwi. A ja po prtostu stałam z otwartą buzią patrząc się na nie. Czy on mi właśnie przywalił?!

Next po weekendzie x
Czytasz---->Komentujesz

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 23

Ufać komuś, zatracić się w nim, nie pozwolić mu odejść...

Jechałam tak może bez rzadnego celu przez pół godziny. Telefon co chwilę wibrował powiadamiając o nowej wiadomości lub dzwonił. Nagle wszyscy przestali być zajęci i postanowili mnie bombardować telefonami. Uroczo.
Dotarłam w końcu nad małe jeziorko. Stanęłam blisko brzegu i wysiadłam z samochodu. Było cicho. Rzadnych ludzi, rzadnej żywej duszy. Po prostu. Pustka. Taka sama pustka jak we mnie. W jednej chwili czuje radość z perspektywy spędzania czasu z Cass lub Lou, a potem... oni albo odchodzą, albo nie mają dla mnie czasu. Może jestem egoistką, może Tomlinson naprawdę nie mógł przyjechać, ale z drugiej strony mógł mi wytłumaczyć. 'Nie dałaś mu dojść do słowa', obwinia mnie moje wewnętrzne JA.
Ma rację. Powinnam dać mu się wytłumaczyć. Westchnęłam teatralnie i położyłam się na trawie. Po chwili mój telefon znów zadzwonił. Na szczęśćie był to Lou.
- Tak? - wytarłam mokre policzki.
- Am... Nareszcie. Czemu nie odbierałaś?
- Jak się prowadzi nie należy rozmawiać przez telefon.
- Słaba wymówka.
- Ale zawsze jakaś - otrzepałam się z trawy powoli wstając.
- Martwiłem się
- Niepotrzebnie - przewróciłam oczami. Udawana troska mnie irytuje. Kopnęłam kamyk i z pluskiem wpadł do wody.
- Jesteś nad wodą? - spytał nagle.
- Taa. Tak sądze. W koło las i jezioro. Tak. Jestem nad wodą.
- A gdzie dokładnie?
- Mnie się pytasz? A bo ja wiem.
- Am. Zobacz na tabliczkę.
- Tu nie ma rzadnych tabliczek - fuknęłam.
- A wiesz jak wrócić?
- Ta, chyba tak.
- Spotkasz się ze mną?
- Zajęta jestem - przygryzłam wargę.
- Czym?
- Pytanie brzmi: Kim?
- Amanda - warknął.
- Gadam z panem ślimakiem. Jest o wiele milszy od ciebie, przystojniejszy, bardziej czarujący i ma dla mnie czas. - odparowałam.
- Skarbie. Mogę cię równie dobrze namierzyć więc albo wracasz albo ja tam po ciebie jadę.
- Wybieram drugą opcję. Przywieź coś do picia. Tu jest cholernie gorąco. - usłyszałam jego słodki śmiech.
- Będę nie długo.
- To znaczy? Wysycham
- To wróć. Bo zanim cię namierze minie trochę czasu.
- Poczekam  - rozłączyłam się i spowrotem usiadłam na trawie.

(...)

Godzinę później obok mojego samochodu stanął samochód Lou. Wysiadł z niego i wyjął z bagażnika koszyk. E? Piknik robi czy co? Podszedł do mnie i usiadł obok. Przekręciłąm głowę na bok czekając aż zacznie mówić.
- Tęskniłem - tego się nie spodziewałam usłyszeć - A ty?
- Pan ślimak dotrzymał mi towarzystwa...
- Oj, zamknij się - wpił się w moje usta kładąc się na mnie. Zaplątałam palce w jego włosach i poddałam się pocałunkowi. Nie był agresywny, choć w pierwszym momencie mógł się taki wydawać. Całował delikatnie, czule przy czym gładził moje udo. Tak szybko jak zaczął mnie całować, tak syzbko ze mnie zszedł i podał mi puszke Coli. Uśmiechnął się i zaczął się rozbierać.
- Lou. Co ty wyrabiasz?
- Będę się kąpać - był już w samych bokserkach. Znów zaparło mi dech na widok atramentu na jego skórze i jego mięśni. Nie wiem co robi, ale niech robi to dalej. Zaśmiałam się cicho przyciągając jego uwagę.
- Czy ja cię bawię?
- Nie skąd, że znowu. - wstałam uśmiechając się.
- To o co chodzi Black. Masz zamiar się do mnie przyłączyć czy mam cię tam sam wrzucić? - wskazał głową na jezioro.
- Nie ma mowy. Jest za zimno.
- Przyzwyczaisz się. No chodź. - pociągnął mnie i jednym ruchem zdjął moją bluzkę.
- Louis. Nie - zakryłam swoje ciało rękoma.
- Przecież nie jesteś goła. Skarbie, chodź. - rozpiął guzik moich jeansów i lekko je zsunął. Uśmiechnął się łobuzersko - Stringi? - zarumieniłam się. - Tym bardziej się rozbieraj.

Więc mamy 23. Proszę o komentarze gdyż motywują. Za błędy przepraszam. I życzę Wesołych Świąt, utzrymania się w ppostanowieniach i mokrego lanego poniedziałku.
<3 <3 <3
Czyatsz----> Komentujesz

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 22

Miłość jest celem życia każdego człowieka, miłość jest jedyną możliwością na przetrwanie...

Nawet, gdy zamknę oczy mam go przed sobą. To jak mnie całuje, głaszcze mój policzek, pieści mój nos swoim. To wszystko mnie przerasta, ale nie chcę przestawać. Chcę trwać z nim tak do końca życia. Czuć jego zapach, jego dotyk od którego dostaje gęsiej skórki. Widzieć jego uśmiech i te piękne oczy. Słyszeć jego śmiech, jego anielski głos. Wczoraj chciałam go zabić, dziś nie wiem co bym bez niego zrobiła.
- Am... - Cass pstryknęła mi przed oczami wybudzając mnie z moich fantazji. Stałyśmy w ósmym dziś sklepie z bielizną nie mogąc nic dla siebie wybrać. Dokładniej Cass nie mogła, gdyż ja brałam wszystko co było choć trochę czarne, białe lub czerwone. Stawiam na klasyk. Moja przyjaciółka miała właśnie na sobie miętowy stanik zrobiony praktycznie z samej koronki, tylko pasek biegnący wzdłuż sutka zakrywał jej dość duże piersi. Do tego miętowe majtki coś ala bokserki, ale takie krótkie całkowicie prześwitujące. Umm... I jakieś frędzle zwisające po obu stronach jej szczupłych ud. Tak. Cass miała zupełnie inny gust co do bielizny niż ja.
- Słodko - uśmiechnęłam się uroczo.
- Ugh. To nie ma być słodkie, tylko seksowne. - przewróciła oczami.
- To czemu nie wybierzesz czegoś w seksownych kolorach?
- Proszę cię. Czerwień, czarny i biały to podstawowe kolory bielizny. Czym się tu wyróżnię?
- Może niczym, ale przynajmniej nie odstraszysz - puściłam jej oczko. Fuknęłą poirytowana chowając się za zasłoną. - To jak ci się układa z tym... jak on tam miał? - próbowałam sobie przypomnieć imię jej kochasia.
- Marcel?
- Co? A on nie miała na imię...
- Tak tak. Ma na imię inaczej, ale wszyscy mówią na niego Marcel. Mówię ci. Jest uroczy.
- Taa. Napewno - zaśmiałam się z jej głupoty. Rzaden chłopak nie jest uroczy. No może tylko jeden. Ale on, to wyjątek. Potrząsnęłam głową nie chcąc znów się rozmarzyć i założyłam buty. Cass w końcu wybrała granatową i fiołkową bieliznę. W przeciwieństwie do mnie, bo mi tego starczy do końca życia. Mieli ładne wyprzedaże. Podałam ekspedientce kartę i wpisałam kod. Po tem zapłaciła Cassie i wyszłyśmy ze sklepu.
- Twoi rodzice przysyłają ci kasę cały czas? - spytałam, gdy siadałyśmy w Starbucks'ie.
- Ta. Ale tylko do końca studiów.
- Jeszcze się nie zaczęły więc możesz szaleć - zaśmiała się i zamówiła dla nas cappucino. Po dłuższym zastanowieniu zamówiłam jeszcze tiramisu. Tak jakoś naszła mnie ochota. Cass podziękowała, gdyż 'nie chce przytyć'. - Misiek. Wiesz, że miałyśmy ci coś wybrać do szkoły do ubrania, a nie bieliznę?
- Kurde- pacnęła się ręką w czoło. - Wyczerpałam mój limit zakupowy na dziś. Ta bielizna kosztowała fortune - przygryzła wargę.
- Spokojnie. Wypijaj i pójdziemy coś kupić. Ja stawiam - wyszczerzyłam się ciesząc się z perspektywy uszczęśliwienia mojej przyjaciółki.
- Nie ma mowy - zaprotestowała.
- Jaki masz rozmiar spodni? - spytałam wstając.
- 36. A co?
- Zaraz wracam. Mam na myśli za pół godziny. - chciała znów się sprzeciwić, ale uciszyłam ją wkładając jej do buzi kawałek tiramisu i odeszłam od stolika. Weszłam do Cubus'a i znalazłam dla niej dwie pary zwykłych jeans'ów i czarny sweter ala nietoperz. Nabrałam jej jeszcze jakiś dodatków typu kolczyki, wisiorki itd. Ja nie przegapiłam okazji i kupiłam sobie nerdy.
Gdy wróciłam do stolika nie była sama. Siedział z nią jakiś brunet i trzymał ją za rękę. Podeszłam śmiało nie 'chcąc' im przerywać. Położyłam z impetem torbę przed nimi i uśmiechnęłam się słodko do intruza.
- Marcel, tak? - spytałam widząc jego zdziwienie. Wstał i podał mi rękę. Umm.. Naprawdę 'uroczy'.
- Ty musisz być Amanda. Am?
- Amanda - syknęłam. - Tylko dla bliskich Am.
- Am.. - Cass stanęła obok mnie.
- Nic się nie dzieje. Chcę go po prostu poznać.
- Raczej go odstraszasz - szepnęła mi do ucha. Wyszeptałam jej 'wiem' i pożegnałam się z Marcelem.
- To co, na nas czas - pociągnęłam ją za sobą.
- Umówiłam się z nim.
- Kiedy? - zatrzymałam się nagle.
- Umm. Teraz. Myślałam, że już kończymy zakupy.
- Ach - zdołało mi się wyrzucić. Cudownie.
- Nie jesteś zła?
- Nie, skąd że znowu. Jestem cholernie zła. O tak. To dobre określenie.
- Am.. ja
- Daj spokój - uciszyłam ją. - Narazie. - odeszłam od niej z ochotą przywalenia komuś. Zaśmiałam się choć wcale nie było mi do śmiechu. Przyjaciółka wolała jakiegoś frajera o de mnie. Nie wiedząc co ze sobą począc wykręciłam numer Lou z policzkami już mokrymi od łez.
- Am..
- Lou. Potrzebuję cię.
- Co się stało? - wyczułam zmartwienie w jego głosie.
- Gdzie jesteś?
- W pubie blisko twojego hotelu.
- Przyjdź do mnie za 10 minut. Proszę...
- Amanda, ale ja nie mogę...
- Okej - rozłączyłam się i wsiadłam do auta. No to jedziemy. Jak najdalej od tych fałszywców. Jak najdalej od moich wstrząśniętych uczuć. Jak najdalej od wszystkiego.

Soooł Sorry. Wiem, miało być w weekend, ale nie było czasu. Teraz mam go w nad miar więc będę pisać. Next chyba w sobotę. <3
Czytasz----> Komentujesz

środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 21

Przebrałam się, wytrałam twarz i wróciłam do Louis'a. Klepnął miejsce obok siebie i opatulił mnie swoimi ramionami, gdy już byłam na łóżku. Nie pojmowałam co się stało. Jakim cudem on nie jest na mnie zły. Przecież... chciałam go zabić.
- Gdybym się nie obudził zabiłabyś mnie - poczułam jego ciepły oddech na karku. Aż tak długo nad tym myśłał?
- Wiem Lou - łza spłynęła po moim policzku mocząc poduszkę. - Tak bardzo chcę cofnąć czas - mruknęłam. Pocałował mnie w tył głowy i zasnęłam.

(...)

Obudziły mnie słodkie buziaki składane na moim policzku, czole i szyi. Mruknęłam zadowolona, gdy pociągnął mnie za dolną wargę.
- Dzień dobry kochanie - kochanie? Coś mnie ominęło. Taa. Ta noc.
- Hej Lou. - otworzyłam oczy by ujrzeć rozpromienioną twarz Tomlinsona. Pochylał się na de mną w samych bokserkach. Um.. Co za widok. Jego ciało pokryte tatuażami i kolczyki w wardze i brwi.
- Mógłbyś się ubrać - zaśmiałam się.
- Aż taki obrzydliwy jestem? - wyszczerzył się.
- Wręcz przeciwnie. Rozbudzasz mnie - cmoknęłam go w kącik ust. Przygryzł wargę i wpił się w moją szyję. - Lou. To gilgocze. - wiłam się czując jak jego język zatacza kółka na mojej skórze. Syknęłam z bólu gdy zębami przejechał... Nie, nie, nie. - Tomlinson, ty debilu. Nie mów, że zrobiłeś mi malinke na szyi! - zepchnęłam go z siebie i pobiegłam do lustra. Ugh. Jest. - Zabije cię - rzuciłam się na niego, ale w pore zareagował i wylądowałam na jego torsie. Śmiał się chwilę, a potem umilkł głaszcząc mnie po głowie.
- Musiałem cię zaznaczyć
- Hę? A co ja terytorium?! - oburzyłam się.
- Nie. Jasne, że nie. Po prostu wszyscy muszą wiedzieć, że jesteś moja - cmoknął mnie w czubek głowy. Jaka twoja czubie?!
- To znaczy? - zachęcałam by kontynuował.
- Skoro jesteśmy razem...
- Co? - otworzyłam szeroko oczy wstając. Przyciągnął mnie znowu do siebie karząc się uspokoić.
- Am. Kochanie, chciałaś mnie zabić w nocy. Nie pamiętasz?
- Ale co to ma wspólnego z byciem razem.
- Nic - wzruszył ramionami. - Powinienem cię zabić kiedy ty to chciałaś zrobić - przełknęłam głośno śline czekając na to co ma do powiedzenia. - Ale nie chcę cię tracić, więc uczciwie będzie jak po będziesz trochę ze mną. Tak na pokute. - zaśmiał się. Zapewne z mojej miny - Nie patrz się tak na mnie. Wiem, że mnie lubisz - puścił mi oczko.
- Ta. Ale mam nadzieję, że to nie wiąże się z sypianiem z tobą.
- Jeśli nie chcesz - uśmiechnął się słabo - Nie martw się. Nic ci nie zrobi. - podniosłam na niego zmęczony wzrok.
- Pewny?
- Na 100% - uniósł mój podbrudek lekko cmokając moje usta. - Zrobiłem śniadanie. Zjemy i odwiozę cię do domu. Muszę coś załatwić.
- Okej - przygryzłam wargę. Nadal nie docierało do mnie jakim cudem mi wybaczył.

(...)

- Mogę przyjechać po ciebie wieczorem? Pójdziemy z chłopakami gdzieś. - spytał, gdy wysiedliśmy z windy.
- Chciałabym, ale nie mogę. Obiecałam Cass, że poszalejemy dzisiaj.
- Może jechać z nami - cmoknął mnie w głowę.
- Mhm. Kuszące, ale nie skorzystam. Odpoczywam od was - zaśmiałam się cicho.
- Odpoczywasz o de mnie - przycisnął mnie do ściany masując moje udo. Miałam w tedy taką ochotę się na niego rzucić, ale opanowałam swoje brudne myśli.
- Tak. Dokładnie - mruknęłam. Puścił mnie i odprowadził pod drzwi skradając szybko całusa i obiecując, iż wkrótce zadzwoni. Nie spiesz się Tomlinson.
W apartamencie panowała grobowa cisza. Na paluszkach dotarłam do sypialni Cassie i aż podskoczyłam słysząc głos za sobą.
- Mogę wiedzieć co ty wyrabiasz? - moja przyjaciółka stała z kubkiem kiślu w ręcę za mną.
- Szukałam cię. - wyszczerzyłam ząbki.
- To po co się skradałaś.
- Myślałam, że śpisz - ściągnęłam z nóg szpilki i ułożyłam je koło sofy.
- Jest 9.00. Od kiedy ja tak długo śpię?
- W sumie. Nie wiem. - uśmiechnęłam się. - To co. Gdzie dzisiaj idziemy?
- Może do galerii? Nie mam co włożyć na pierwszy dzień szkoły. Ale ty lepiej opowiadaj co z Lou.
- W sumie możemy iść. A z tym bałwanem... Dużo by mówić.
- Mam czas - usiadła wygodnie w fotelu wyczekując, aż zacznę mówić.
No więc opowiedziałam jej o wszystkim. Wszystkim, nie w liczając oczywiście tego, że chciałam go zabić. Zakończyłam moją opowiastkę i wzięłam głęboki oddech.
- Wow. Czyli jesteście teraz parą? - spytała podsumując.
- Można to tak ująć. - wstałam chcąc wziąć prysznic i się przebrać.
- Jest uroczy w stosunku do ciebie. - zatrzymała mnie, gdy byłam przy drzwiach. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Też tak sądzę.

Sooł. Jest już 21 rozdział. Bardzo się cięsze, że czyta mój blog powiedzmy przynajmniej te 5 osób ^^ Kocham was xx
Czytasz----->Komentujesz
Next w weekend

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 20

- Co to kurwa miało być? - wrzasnął podnosząc mnie z podłogi. - Mogłaś mnie zabić.
- Wiem o tym - wykrztusiłam z siebie.
- Chciałaś mnie zabić? - spytał rozdrażniony. Słodziaku, wróć! Westchnęłam ciężko, wytarłam łzy i poszłam po swoje rzeczy. Zamknęłam za sobą drzwi od łazienki i szybko się ubrałam. Wyszłam ignorując go stojącego osłupiałego prze de mną.
- Zadałem ci pytanie - odzyskał mowę łapiąc mnie za nadgarstek.
- A ja ci na nie nie odpowiedziałam.
- Chciałaś mnie zabić! - oskarzył.
- Tak! - wyrwałam się na sekundę, potem zostałam przygwożdżona do ściany.
- Dlaczego?! - warknął.
- Nie mogę ci powiedzieć - szepnęłam przestraszona. Matko boska on mnie zabije.
- Bo?!
- Bo nie. Puszczaj.
- Mów.
- Nie mogę - łzy zbierały mi się w kącikach oczu.
- Amanda - przymknął oczy zirytowany.
- On mnie zabije - szlochałam. Otworzył momentalnie oczy.
- A więc to ciebie wysłał ten kretyn - splunął zniesmaczony.
- Co? - zbił mnie z tropu.
- Ed. Chodziły pogłoski, że chce mnie załatwić, ale nie wiedziałem, że dosłownie. - puścił mnie mierząc moją sylwetkę. Usiadł na łóżku i spuścił głowę. - Czyli to była nie prawda - westchnął cicho.
- Co było nie prawdą? - podeszłam krok bliżej wiedząc, że nic mi jak narazie nie zrobi. Nie jest już zły? Ja... ja chciałam go zabić. Jezusie Chrystusie co ja najlepszego miałam zamiar zrobić?!
- Nie ważne. - warknął na co się znacznie wzdrygnęłam.Przygryzłam wargę kiedy podniósł na mnie zmęczony wzrok. - Nie zwróciłabyś na mnie uwagi gdybyś nie musiała. Prawda? - sama nie wiem. Nie? A może tak? Nie kręcą mnie nie grzeczni chłopcy, ale Lou. Lou jest fantastyczny. Zdałam sobie sprawe, że jestem obserwowana więc usiadłam koło niego wciągając głośno powietrze.
- Nie wiem. Nie. Napewno nie. Nie jesteś w moim typie... to znaczy jesteś, ale na pierwszy rzut oka nie. Nie kręcą mnie te wszytkie kolczyki i tatuaże.
- To co cię kręci - przerwał mi nagle.
- Ty sam. - zakryłam sobie usta rękoma. - Nie. Serio to powiedziałam na głos? - wybuchnął śmiechem.
- Tak. - puścił mi oczko. Człowieku. Chciałam cię zabić!!! Czy to do ciebie nie dociera?!
- To ja się będe zbierać. - wstałam zabierając swoje rzeczy. - Przepraszam. - szepnęłam.
- Ej - zawrócił mnie gdy miałam wychodzić - Dobrze wiem, że zrobiłaś to bo musiałaś. Ale Am. On nie musi wiedzieć, że cię zdemaskowałem. - przyciągnął mnie do siebie. - Nie chcę cię tracić - dodał szeptem, ale usłyszałam.
- Dowie się - łkałam. Przytulił mnie i ucałował w głowę. A moją jedyną myślą w tedy było: Co z nim kurde jest nie tak?!

Spaliłam to. Wiem. Nie wiem co się dzieje. Słońca proszę o komentarze one naprawdę pomagają. Im więcej kom tym lepszy rozdział więc Czytasz-----> komentujesz 
Next w środę x

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 19

Zamknęłam za nami drzwi i uśmiechnęłam się do niego zalotnie. Wiedział co chcę zrobić i podobało mu się to. Chciał mnie dotknąć, ale pokręciłam przecząco głową karząc mu położyć się na łóżku. Wykonał moje polecenie czekając na rozwój akcji, ale jaki rozwój?! Ja nie wiedziałam co mam robić, byłam przerażona. Nigdy  jeszcze tego nie robiłam. Tak, ja jestem dziewicą. Chciałam stracić moją cnotę z miłości, a teraz stracę ją z moją ofiarą. Ja nie wierzę, że to robię.
Wzięłam głęboki oddech podchodząc do łoża. Leżał tam z głupkowatym uśmieszkiem. Wygrał. Tak jakby, ale wygrał. Nie wiedział co się stanie. A ja go nie uświadomię. Sięgnęłam palcem do miski z czekoladą i usiadłam na nim okrakiem. Jego ręce automatycznie powędrowały w górę. Po moich plecach, biodrach,  a potem na tyłek. Skarciłam go wzrokiem co skomentował śmiechem, ale zabrał dłonie. Ręką  przejechałam powoli po jego torsie zostawiając ślady czekolady jak i moich pazurów. Przygryzł wargę. Pociągnęłam  zębami za nią aby uwolnić ją z jego. Oparłam się rękoma o jego ramiona i językiem zaczęłam zjeżdżać wzdłuż słodkiej masy. Dotarłam do tasiemki jego majtek. Spojrzałam w górę i ujrzałam słodki uśmiech z rumieńcami Tomlinson'a. Strzeliłam gumką od jego bokserek i powoli złapałam za jego męskość przez materiał. Jęknął cicho co od razu mi się spodobało. Zaczęłam delikatnie go masować czekając na jego reakcję. Pociągnął mnie za włosy przyciągając do siebie.
- Am.. - zamruczał kładąc mnie na swoim torsie.
- Tak? - pocałowałam go w usta. Odwzajemnił pocałunek, ale po chwili przestał.
- Chcesz to zrobić? - cmoknął mnie w czoło głaszcząc po głowie.
- Taa.. - zawahałam się.
- Wiem, że nie chcesz - szepnął zrezygnowany - Nie wiem dlaczego chcesz to zrobić - zmarszczył czoło i ziewnął. Cały czas czułam jego twardą męskość tuż przy mojej kobiecości. Nie mogłam się przez to skupić na tym co do mnie mówi.
- Chcę. - oznajmiłam unikając jego wzroku.
- Powiedz mi. Robiłaś już to kiedyś? - spytał unosząc mój pod brudek.
- Oczywiście - pisnęłam. Umm... Kłamstwo.
- Amanda - nie wierzy mi.
- Nie. - zeszłam z niego powoli. Usiadł i przytulił mnie do siebie. Był taki słodki.
- To nic wielkiego kochanie. - cmoknął mnie w policzek. - Nie masz 40 na karku i męża od 20 lat. - zaśmiałam się cicho. Skąd on bierze te teksty?
- Taaa... Mam tylko przyjaciółkę na studiach i monotonną pracę od roku. - bąknęłam. Nie. Ona wcale nie była monotonna.
- Nie ma co się wstydzić - szepnął kładąc się z powrotem. - Chodź spać. Zrobimy to jak naprawdę będziesz chciała. - ułożyłam się obok. Nie będzie następnego razu.
- Dobranoc Tomlinson.
- Dobranoc kochanie - przyciągnął mnie do swojego torsu.
Nie spałam do 3. Zastanawiałam się nad moim 'celem'. Nie chciałam go zabijać. Za bardzo go polubiłam. Wysunęłam się z jego objęć i wyszłam do kuchni. Tam leżała moja torebka. Wyciągnęłam z niej telefon. 2 nieodebrane połączenia od Ed'a i sms od Cass. Najpierw sms 'Kiedy wracasz? Tęsknie x'. Odpisałam 'Jutro. Gdzieś cię zabiorę x'. W końcu nie długo zaczyna szkołę. Musi się wyszaleć. Oddzwoniłam do niego. Odebrał po 4 sygnale.
- Edward - powiedział zaspale, ale nadal formalnie. Wybuchnęłam śmiechem. Jego imię zawsze mnie bawiło. - Oh. To ty Black. Czemu nie odbierasz?
- Byłam zajęta.
- Jak sądzę Louis'em.
- No. - mruknęłam.
- I jak sprawy?
- Normalnie.
- Miałaś załatwić to szybko. Nie będę wiecznie czekał.
- Okej okej. Rozumiem. Dzisiaj to załatwię. - rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Wyciągnęłam z niej za to nóż. Zwykły nóż kuchenny. Mam nadzieję, że da radę nim zabić. Pfu. Zabić. To naprawdę się dzieję. Mam zabić Tomlinsona za kilka chwil. Nie mam prawa odbierać ludziom życia. Nie mi dano decydować. Mój żołądek zrobił fikołka. Kręciło mi się w głowie i chciało wymiotować. Bosze. Nie, nie mogę. Na palcach wróciłam do sypialni. Przytulił poduszkę, na której nie dawno spałam. Wyglądał tak bezbronnie. Przełknęłam ślinę. Podeszłam bliżej i przyłożyłam narzędzie do jego szyi. Jedno zamachnięcie. Tylko jedno. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Podniosłam ręce do góry i przywaliłam w coś drewnianego. Kogoś ciepłe ręce trzymały mnie za ramiona. Otworzyłam oczy. Tomlinson stał obok mnie z przerażoną miną. Nóż był wbity w zagłówek łóżka. Święta matulo. Co ja chciałam zrobić?! Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Chciałam go zabić. Chciałam... chciałam. Opadłam na podłogę nie zwracając uwagi na chłopaka stojącego na de mną.Chciałam zniknąć. Chciałam po prostu zniknąć.

Czytasz ----> Komentujesz ( uszanuj moją pracę. To dla mnie dużo znaczy)
Next w sobotę

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 18

Przejechał kciukiem po moich ustach drugą ręką nadal masując moje udo. Probowalam się wyrwać, ale ten krętym trzymał mnie dość mocno. Uśmiechnął się słodko chwytając mnie w  tali i unosząc do góry tak, że byłam znów zmuszona do niego przyledz. Zaciągnęłam się głośno powietrzem, gdy potarł palcem po mojej koronkowej bieliźnie.
- Louis... proszę - błagałam go już prawie.
- O co mnie prosisz kochanie? - spytał całując moją szyję.
-Żebyś przestał. - wysapałam jednocześnie chcąc go więcej.
- Ale czy ty chcesz abym przestał? Czy po prostu mam przestać, bo nie wypada? Bo jeśli to drugie, to mało mnie obchodzi co wypada a co nie. W tej chwili pragnę tylko ciebie. - cmoknął mnie w usta masując moją kobiecość przez cienkie majtki.
- Nie Lou. Ty chcesz po poprostu kogoś przelecieć. Kogokolwiek - stwierdziłam nie mogąc opanować rosnącego podniecenia w dole brzucha.
- Skąd ta pewność? Skąd pewność, że to właśnie ciebie nie pragnę Black?
- Bo to ty. - westchnęłam cicho opuszczając moją głowę na jego ramiona w geście rezygnacji.
- Nie chcę abyś tak myślała - szepnął mi we włosy i odstawił mnie na podłogę. - Zostaniesz tutaj ze mną na noc? - przeczesał nerwowo ręką włosy.
- Ale...
- Będę grzeczny - wtrącił szybko podnosząc ręce do góry.
- Okej - wspięłam się na palce i pocałowałam go szybko w nos. Warknął nie usatysfakcjonowany.
- Jesteś śpiąca?
- Trochę - przyznałam zapominając o tym co przed chwilą mi zrobił. Posłał mi nieśmiały uśmiech wyciągając do mnie swoją dłoń. Chwyciłam ją i zeszliśmy po krętych schodach na dół. Przeprowadził mnie przez mały korytarz i otworzył drzwi do jedynej tam sypialni.
- Mogę spać z tobą? To znaczy... Nie będzie ci to przeszkadzać?
- A co cię obchodzi czy będzie mi to przeszkadzać? - za późno ugryzłam się w język sądząc po jego przygaszonej minie. - Umm... To znaczy. Nie. Nie mam nic przeciwko abyś spał ze mną. - uśmiechnął się słabo i ściągnął spodnie, a potem reszte elegenckiego stroju. Został w samych czarnych bokserkach. Nie mogłam odwrócić wzroku od jego wyrzeźbionego torsu i ramion. W końcu się ogarnęłam i spojrzałam na niego otumaniona. Zaśmiał się cicho wycągając do mnie koszulkę, którą przed chwilą wyjął z małej komody. Podziękowałam cicho i speszona weszłam do przytulnej łazienki. Zdjęłam z siebie sukienkę i szpilki, po czym naciągnęłam na siebie koszulkę. Nie ma mowy nie ściągnę tu stanika, nie przy tym zboczeńcu.
Weszłam z powrotem do sypialni i podeszłam do dość dużego łóżka, w którym nie znalazłam Tomlinson'a. Przykryłam się cieplutką pierzyną i zamknęłam oczy. Mam go zabić. Ale jak? Do jasnej anielki, JAK? On jest naprawdę fajny. Pomijając jego gorsze strony, których się dość dużo naliczyłam do całkiem sympatyczny chłopak. Kogo ja oszukuje, to dupek. Dupek, który mnie cholernie pociąga. Po chwili osamotnienia wyszłam z pokojju w poszukiwaniu Louis'a. Był w równie małej co tu wszystko kuchni i ... zmywał naczynia? Przetarłam nie dowierzając oczy i podeszłam bliżej. Nie, nie śniłam. On serio to robił.
-Pomóc ci? - spytałam stając za nim. Odwrócił się i wytarł ręcę.
- Skończyłem już - uśmiechnął się lustrując mnie od góry do dołu. Ech. Byłam pół naga. On zresztą też. - Wiem, że zachowałem się strasznie tam na górze, ale... - nie dałam mu dokończyć tylko wpiłam się w jego usta łapiąc go za szyję. Odwajemnił pocałunek domagając się dostępu do środka. Warknął gdy zaczepnie pociągnęłam go za włosy. Chwyciłam jego dłoń łapiąc po drodzę do sypialni miskę z gorącą czekoladą.

Przepraaaszam bardzo, ale jak napisałam w ostatnim poście zepsułam laptop i ciężko było mi pisać na tablecie. Next we wtorek.
Czytasz-----> Komentujesz
<3

czwartek, 27 marca 2014

Ważne

Hejka. Nie bądźcie źli ale zepsułam laptopa całkowicie i nie mam jak pisać a na tablecie jest to  cholernie męczące. Rozdział pisze na tym o to tablecie ale jak wiecie to trochę potrwa. Wybaczccie, błagam      LLove Ya<3

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 17

- Dlaczego nie założysz obcasów? Będziesz wyglądać elegancko. - zapewniła mnie Cass po raz tysięczny tego wieczoru.
- Ta. Ale to Louis nie muszę wyglądać elegancko. On pewnie przyjdzie w swojej koszulce i jeansach. - wzruszyłam ramionami wchodząc do łazienki. Poprawiałam makijaż gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Cassie. Otwórz. - usłyszałam stłumione głosy a po chwili moja przyjaciółka stała prze de mną z parą obcasów.
- Dobrze ci radzę. Załóż je - zaśmiała się. Wywróciłam oczami ubierając je i powędrowałam do salonu. Stał tam Louis w garniturze i ze swoim złowieszczym uśmiechem. Szepnęłam do Cass bezgłośne 'dziękuje' i podeszłam bliżej niego.
- Hej Black - złożył pocałunek na moim policzku.
- Hej Tomlinson - zaśmiałam się cicho.
- Gotowa?
- Mhmmm... - sięgnęłam po moją torebkę i ruszyłam za nim do wyjścia. Przepuścił mnie w drzwiach i zaprowadził do windy. Weszliśmy do środka i zapadła niezręczna cisza.
- Co byś zrobiła gdybym cię teraz pocałował? - spytał nagle.
- Hę? - zbił mnie z tropu. Przysunął się niebezpiecznie blisko mnie.
- Co byś zrobiła gdybym cię teraz pocałował? - powtórzył pewniej.
- Zapewne bym ci przywaliła - zaśmiałam się chcąc już stąd wyjść.
- Czyli nic takiego - uśmiechnął się słodko po czym wpił w moje usta. Pociągnęłam go za włosy, gdy podniósł mnie zmuszając bym oplotła nogi w okół jego talii. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk i w sekundę byłam z powrotem na własnych nogach.
- A jednak... - zamruczał zadowolony wychodząc z windy  kierując się do wyjścia. Stałam tam nie mogąc się ogarnąć dopóki drzwi nie zaczęły się zasuwać.
- Idziesz? - noga Lou zatrzymała je. Złapał mnie za rękę i poprowadził do czarnego Hammer'a. Jak na dżentelmen'a przystało pomógł mi usadowić się na fotelu, po czym obiegł pojazd i do niego wsiadł. Jechaliśmy w ciszy, aż podjechaliśmy pod mały domek na przedmieściach. Pomógł mi wysiąść, ujął moją malutką przy jego dłoń i powędrowaliśmy betonową ścieżką do drzwi. Wpuścił mnie do środka i zatrzymał w progu.
- Zamknij oczy - powiedział nagle.
- Po co? - lekko mnie to zaniepokoiło.Westchnął teatralnie sięgając po czarną chustę.
- Nie musisz zamykać, podejdź do mnie. - niepewnie wykonałam jego rozkaz, a on ob kręcił mnie, tak że stałam do niego tyłem. Materiał zawiązał mi na oczach i nastała ciemność. Moje zmysły się wyostrzyły, nigdzie go nie słyszałam. Chciałam zdjąć chustę, ale poczułam jak łapie mnie za rękę i przykłada ją sobie do ust, zostawiając na niej ciepłe pocałunki. Zaraz.. Czemu ciepłe?
- Zliż to - szepnął do mojego ucha przykładając mi moją rękę do ust. Wysunęłam ostrożnie język nie bardzo wiedząc czego się spodziewać. Ku mojemu zaskoczeniu moje kubki smakowe wyczuły ciepły smak dzieciństwa, a dokładniej czekoladę. - Przecież bym cię nie otruł - aż tak było widać zdziwienie na mojej twarzy? Znów sięgnął po moją dłoń idąc w nie znanym mi kierunku. Miałam nadzieję, że na nic nie wpadnę po drodze. Wyobraziłam sobie jak wpadam w ścianę i wybuchłam śmiechem.
- Black. Dobrze się czujesz? - zatrzymał się nagle.
- Umm... Chyba tak - przygryzłam wargę.
- Będziemy szli po schodach. Albo wezmę cię na ręce albo będziesz strasznie ostrożna.
- Ugh... Chyba wolę być ostrożna - co to to nie. Nie będziesz mnie macał zboczeńcu.
- Okej. Przed tobą pierwszy stopień. - szłam ostrożnie. W pewnym momencie zaczęło mi się kręcić w głowie i się zatrzymałam.
- Lou... - szepnęłam nie czując jego obecności.
- Tak? - podskoczyłam gdy poczułam go za sobą. Zaśmiał się cicho łapiąc mnie w talii. - Rozumiem, że nie dasz rady dalej iść?
- Mhmmm - zamruczałam. Obrócił mnie do siebie i kazał owinąć nogi w okół siebie. 5 sekund później byliśmy na miejscu. postawił mnie na nogi i zaprowadził na jakieś krzesło. Usiadłam mając już scenariusz jak to zgwałci mnie na nim. Przejechał mi palcem po policzku po czym odwiązał opaskę. Byliśmy na dachu domku. Wszędzie były pozapalane małe światełka, świeczki. Prze de mną stał stół. A na nim dwa talerze z jakimś daniem oraz wino w kieliszkach. Louis stał za mną opierając się na moim oparciu.
- Podoba się? Nie wiedziałem czy nie masz na coś uczulenia. Mam nadzieję, że nie.
- Tylko na orzechy.
- Na szczęście nie jadam orzechów więc jest dobrze - jakby odetchnął z ulgą?
- Wow... Louis. Nie spodziewałam się tego po tobie.
- Taaa. Ja po sobie też nie - zaśmiał się cicho podnosząc mój pod brudek. Polizał mnie po brodzie co wywołało mój chichot.
- Co ty robisz Tomlinson?
- Czekolady ci trochę zostało. - pocałował mnie w czubek głowy i usiadł na swoje miejsce. - Smacznego Black.
- Wzajemnie Louis - uśmiechnęłam się lekko i zabrałam się, za jak się okazało, chińszczyznę. - Kto to ugotował?
- Ja - przygryzł nerwowo wargę - Smakowało ci?
- Jest pyszne. A fakt, że sam to robiłeś dodaje temu czegoś uroczego - zaśmiałam się słodko. Zmrużył oczy.
- Nie jestem słodki - udał obrażonego.
- Mówiłam o jedzeniu, ale owszem jesteś. - puściłam mu oczko.  Wstał od stołu i ob krążył go aby dotrzeć do mnie.
- Uważasz, że jestem słodki? - och, tak Tomlinson. Pobawimy się.
- Jak miód - oblizałam moje pełne wargi gdy pochylił się na de mną.
- Wcale nie - szepnął mi do ucha zostawiając pod nim pocałunek.
- A wcale, że tak. - równie szybko co on odeszłam od stołu zostawiając go samego. Nie przeszłam jakiś 10 kroków gdy już był przy mnie.
- Uważasz, że to iż chcę przelecieć cię tu i teraz bez żadnych zobowiązań jest słodkie? - punkt dla ciebie napaleńcu.
- Nie, nie uważam - skierowałam się do wyjścia.
- Oj, świrowałem. Mała. Wróć tu - zażądał.
- Pieprz się Tomlinson - pisnęłam gdy jego ręka znalazła się pod moją sukienką. To nie był dobry pomysł ją zakładać. Przy nim powinnam mieć przynajmniej pas cnoty jak w ta laska w parodii Trzystu Spartan.
- Tylko z tobą - pocałował mnie w policzek. No to po mnie.

Przepraszam was baardzo. Zepsułam laptop i musiałam czekać aż jeden dzień aż się o dziwo sam naprawi. Rozdział dłuższy niż zwykle. Mam nadzieję, że się podoba. 
Next we wtorek lub środę. 
Czytasz---> Komentujesz
Zapraszam na mój tt jeśli macie pytania :)

czwartek, 20 marca 2014

Hejka

Rozdział pojawi się jutro, czyli piątek gdyż chcę aby był dłuższy od ostatnich. Mam dla was propozycję. Chciałabym... Co ja mówię... Moim marzeniem jest aby mój blog czytało mnóstwo osób. Niestety nie jestem za dobra w reklamach. Moglibyście mi troszkę pomóc? W zamian ja pomogę wam. Zrobię zakładkę " Blogi czytelników " gdzie możecie w komentarzu dać link do swojego bloga. Rozgłoszę je jeszcze na tt. Ja pomogę wam, a wy mi. Co wy na to?
#ilysm
I zapraszam na mojego tt, który jest w zakładach :D

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 16

- Zarywasz do mojego kumpla? - podskoczyłam, gdy Louis zmaterializował się koło mnie.
- Nie twoja sprawa - odszczekałam.
- Owszem moja - zarzucił mnie sobie na ramie i wyszedł z wody. Położył mnie na ręczniku głaszcząc mój policzek.
- Jesteśmy w miejscu publicznym Tomlinson - przygryzłam wargę.
- Ohh Black. Po co tak się stawiasz? - puścił mi oczko masując ręką moje udo. - Mogę cię gdzieś zabrać? - może? Nie, nie może. Chociaż... To może być moja szansa aby... aby go zabić? Tak, zabić. Muszę to zrobić. Zdałam sobie sprawę, że mnie obserwuje i wpiłam się w jego usta sama nie wiem po co. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie napierając na mnie ciałem.
- Nie chce przeszkadzać, ale... - oderwał się o de mnie i spojrzał na intruza. Prawie zapomniałam, gdzie jestem. Wstał i podał mi rękę po czym skinął głową wracając do chłopaków. Koło mnie stała Cass z ironicznym uśmieszkiem.
- Nie osądzaj - burknęłam. Zaśmiała się cicho siadając na swoim ręczniku.
- To było słodkie - zaćwierkała zakładając okulary przeciwsłoneczne.
- Skąd oni się tu wzięli? - spytałam dołączając do niej.
- Chris zadzwonił i go poinformowałam o naszych planach.
- Zapomniałaś tylko spytać się mnie o zdanie - oburzyłam się.
- Nie mów, że ci się nie podoba - zdjęła okulary i puściła mi oczko.

(...)

- Am... - zostałam wybudzona  z mojej drzemki. - Amanda
- No wstaje wstaje - Cassie siedziała koło mnie po turecku. Nigdzie nie było widać chłopaków.
- Chłopaki już poszli. Musieli coś załatwić - ta, wiadomo - Louis kazał ci powiedzieć, żebyś ubrała coś ładnego i była gotowa na 18. Mówił coś o kolacji.
- Umm... Okej. - kolacji? Czy pod kolacją kryje się dobranie się do mnie w chwili słabości? Bo jeśli tak to ta kolacja wcale nie wydaję się być dobrym pomysłem.
Zebrałyśmy swoje rzeczy i wsiadłyśmy do samochodu. Włączyłam radio odjeżdżając z parkingu. Pomiędzy mną a Cass zapadła dziwna cisza. Co było niemożliwe z tą katarynką. Gdy stanęłyśmy na świetle spojrzałam na nią wystukując paznokciami rytm na kierownicy. Była zamyślona i wyraźnie ją coś martwiło.
- Mogę cię o coś spytać? - spytała w końcu. Ruszyłam z miejsca kierując się do hotelu.
- Jasne. - uśmiechnęłam się do niej. Przygryzła nerwowo wargę wpatrując się w daleką przestrzeń jakby czegoś szukała.
- Jak udaje ci się być taką obojętną do chłopaków?
- Nie rozumiem - zmarszczyłam czoło.
- Nie interesuje cię czy zadzwonią, wrócą, zostaną. Dlaczego?
- Bo oni zawsze wracają - zaśmiałam się cicho.
- Skąd ta pewność?
- Każdy facet jest taki sam. Może kryć się pod uroczym, flirciarzem czy biznesmenem, ale zawsze jest taki sam.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Nie wkręcaj się w ich gierki to wróci szybciej niż myślisz.
- Skąd wiesz...
- Znam cię - przerwałam jej śmiejąc się. - To co pomożesz mi uszykować się dla tego kretyna? - poruszyłam zabawnie brwiami wywołując jej chichot.

No to mamy 16 rozdział.
Mam do was prośbę. Reklamujcie mój blog. To dla mnie ważne. 
Czytasz---> Komentujesz
Next w środę lub czwartek 
#ily

środa, 12 marca 2014

Rozdział 15

- Wszystko okej? - spytał Math, gdy odebrałam w końcu od niego telefon. Siedziałam na swoim łóżku po turecku nie mogąc pojąc co się nie dawno stało.
- Mhmm... - wyburczałam.
- Na pewno? Louis wrócił na imprezę podobno od ciebie strasznie wkurzony. Coś mu zrobiła? - zaśmiał się. Ja?! Co chyba on mi robi?!
- Taaa. Był, ale poszedł.
- Co chciał?
- Nic takiego - skłamałam. A co niby miałam mu powiedzieć? Twój kumpel przyszedł mnie przelecieć, a że dałam mu kosza to zrobił z siebie dzieciaka, naburmuszył się i poszedł. To brzmi nawet idiotycznie.
- Nic takiego? Wyprowadziłaś go tak z równowagi jak nikt nigdy - wybuchnął śmiechem. Mi nie było do śmiechu. - Podziwiam cię słońce.
- Nie jesteś zły za tą akcję na imprezie? - spytałam podciągając nogi pod brodę.
- No co ty. Bywało gorzej. Nie przejmuj się. - cmoknął mi do słuchawki. - A właśnie Chris kazał ci powiedzieć, że wpadnie rano.
- Nie.. - powiedziałam zbyt szybko. Miałam ich trochę dość. Nic do nich nie miałam, ale jednak musiałam odpocząć.
- Dlaczego?
- Umówiłam się z Cass, moją przyjaciółką i idziemy przejść się po mieście. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Miałam iść z nią, ale nie koniecznie jutro.
- Mogę iść z wami? - spytał z nutką nadziei. Ech... jaka irytująca jest ta słodycz w nim.
- To ma być babski dzień - wzruszyłam ramionami jakby miał to zobaczyć.
- No okej. Dzwoń jak coś. Miłej nocy. Albo tego co z niej zostało - zachichotał i się rozłączył.
- Taa - powiedziałam już sama do siebie kładąc telefon na komodę. Dochodziła 3:00. Nie wiem czy uda mi się zasnąć.

(...)

Udało mi się zasnąć. Z trudnością, ale jednak udało. Cass siedziała przed telewizorem jedząc jajecznicę.
- Zrobiłam ci herbatę, ale chyba już wystygła - stwierdziła dokańczając posiłek i wkładając talerz do zmywarki.
- Mhmmm. Trochę. - wylałam ją do zlewu siadając na stołku. - Pójdziemy gdzieś dzisiaj? Nie wiem. Na plażę, zakupy czy co tam chcesz?
- Na plaże - uśmiechnęła się radośnie. Za tą radość z życia ją kocham. Kiedy ja zaczynam marudzić ona zaraża mnie śmiechem. Ubrałam krótkie spodenki, bokserkę i poszłam umyć zęby. - Am...
- Noo.
- A strój kąpielowy? - słusznie zauważyła. Ubrałam mój czarno-niebieski strój kąpielowy i z powrotem nałożyłam ubrania. Do zestawu dołożyłam sandały i byłam gotowa. - Masz - podała mi czarne okulary przeciwsłoneczne. Spojrzałam na nią pytająco. - No co? Ja też mogę ci coś czasem kupić - wyszczerzyła się i pociągnęła mnie do wyjścia.

(...)

Zaparkowałam na parkingu przy samej plaży. Wyciągnęłam wcześniej zapakowane ręczniki i samoopalacz po czym ruszyłam za Cass do 'zarezerwowanego' przez nią miejsca. Nasmarowałyśmy się nawzajem i plackiem ułożyłyśmy na ręcznikach.
- Kiedy idziesz do pracy? W końcu jest wtorek - ma rację. Ed nie dzwonił przez sprawę z Louis'em. W gazecie czytałam o zaginionych mężczyznach. Ale to nie moja sprawka. Czyżby mnie zastąpił? Nie, to nie możliwe. Ja, zajmuję się czymś poważniejszym i tyle.
- Nie ma roboty - odpowiedziałam uśmiechając się sama do siebie. Robota zawsze jest.
- Idziemy popływać? - spytała po dłuższej chwili ciszy.
- Pływać? - zamruczałam z grymasem.
- Tak. Pływać. No chodź
- A co z rzeczami?
- Daj spokój. Nikt ich nie zabierze. - pociągnęła mnie do wody. Odłożyłam okulary i poszłam z nią. Palcem u stopy sprawdziłam temperaturę wody i zostałam wepchnięta do wody. Zachłysnęłam się czując w buzi i nosie wodę. Silne ramiona przyciągnęły mnie do siebie. Wyplułam wodę na owego osobnika co skomentował fuknięciem.
- Znów się spotykamy Black - musnął moje usta. No proszę. Pan Louis przyszedł mnie nękać. Odepchnęłam go od siebie.
- Co ty tu robisz?
- To samo co ty kotku - zaśmiał się jakbym była nie mądrym dzieckiem, które powiedziało głupotę.
- Przyszedłeś się opalać? - puściłam mu zaczepnie oczko. Zmrużył oczy i podniósł mnie do góry po czym wrzucił pod wodę. Wyłowił mnie z uśmiechem pełnym satysfakcji.
- Dokładnie - znów musnął moje wargi.
- Nie rób tego - starałam odsunąć się od niego, ale na nic. Przysunął się jeszcze bliżej i przejechał zębami po mojej szyi.
- Czego? - mruczał do ucha.
- Te.. ego - wysapałam. Nie. Wcale mi się to nie podoba. Zanurkowałam unikając jego dotyku i odpłynęłam trochę dalej. Cass pluskała się w najlepsze z Chris'em i Math'em, a Tay stał na brzegu machając do mnie. Oj Chris chciałeś mnie przestraszyć, że na trzeźwo inni? Zaśmiałam się odmachując zalotnie.

Wybaczcie. Naprawdę nie chciałam, ale byłam zmuszona z powodu braku czasu. Jeszczze nauka i to wszystko to jak na mnie za dużo. 
Next powinien pojawić się w sobotę 
Czytasz--->Komentujesz xx

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 14

Pobudka nastała coś za szybko. Z mojego pięknego snu wybudziło mnie walenie do drzwi apartamentu. Zerknęłam na zegarek. Była 2 nad ranem. Wstałam ociągając się znacznie. Kogo przywiało w moje skromne progi o tej godzinie. Założyłam na siebie szlafrok w kolorowe plamy i ruszyłam w stronę hałasu.
Na stole był bałagan. Powinnam tu posprzątać. Wzruszyłam ramionami i nacisnęłam na klamkę wcześniej przekręcając zamek. Ciemna postać chwyciła mnie za nadgarstki i trzaskając drzwiami pchnęła mnie na ścianę przyciskając usta do moich. Jęknęłam cicho zdezorientowana. Otworzyłam oczy. Przyciemnione tęczówki Tomlinson'a wpatrywały się we mnie rozbrajając mnie na małe kawałeczki. Przełknęłam głośno ślinę czekając aż mnie puści i jak na imprezie wyjdzie. Ale to się nie stało. Po prostu tam stał i obserwował mój najmniejszy ruch. Poruszyłam się nie spokojnie gdy zacieśnił uścisk. Przysięgam, że będę miała przez niego siniaki.
Czułam od niego alkohol, ale jakoś nie przeszkadzało mi to w tamtej chwili. Chciałam tak trwać z nim aż do rana. Chociaż nie. Ręce mi drętwiały, a jego wzrok zaczynał działać mi na nerwy.
Kiedy miałam zamiar mu się wyrwać,  pochylił się na de mną i oparł swoje czoło o moje. Potarł opuszkami palców moje obolałe nadgarstki i rozluźnił uścisk.
- Nienawidzę cię - szepnął utrzymując kontakt wzrokowy.
- Hmm... Dobrze wiedzieć. - fuknęłam - Nie wiem w takim razie po co tu przylazłeś skoro... - przycisnął swoje wargi do moich uciszając mnie.
- Zamknij się - przygryzł moją wargę po czym podniósł mnie do góry. Oplotłam swoje nogi wokół jego talii, a mój szlafrok nie wiem w jaki sposób znalazł się na podłodze. Muskał delikatnie moje usta, a za chwilę domagał się abym pozwoliła mu wsunąć swój język do środka. Oczywiście pozwoliłam mu bez sprzeciwów. Jedne chciało zdominować drugie co ciągle kończyło się warknięciem Louis'a w moje usta. Tomlinson ciągle gdzieś się przemieszczał, ale nie byłam wstanie ocenić gdzie dopóki nie poczułam na plecach mojego miękkiego łóżka. Nie przestawał pieścić moich warg. Jedną ręką trzymał moją głowę, a drugą sięgał do rozpięcia mojego stanika.
Pisnęłam szybko odsuwając się od niego, gdy miętowa koronka miała spaść z moich ramion. Odnalazłam szybko mój szlafrok i nałożyłam go na ramiona. Wytarłam swoją twarz z łez i rozpuściłam włosy by nie widział jaka jestem czerwona.
- O co chodzi? - spytał wchodząc za mną do salonu. Otworzyłam frontowe drzwi na oścież nie patrząc na niego.
- Powinieneś już iść - powiedziałam drżącym głosem. Podszedł do mnie pewnie łapiąc mnie za podbródek abym  spojrzała na niego. Na jego usta od razu wkradł się grymas niezadowolenia.
- Coś ci zrobiłem?
- Nie. - unikałam jego wzroku.
- Czy coś ci zrobiłem? - powtórzył z naciskiem.
- Louis... Po prostu wyjdź - westchnęłam ciężko.
- Amanda. Proszę... Ja - odsunęłam się gdy próbował objąć mnie i przytulić.
- Wyjdź - szepnęłam. Przeklął pod nosem i wrócił do mojego pokoju. Zdezorientowana poszłam za nim. Stał przy moim łóżku z założonymi rękoma.
- Nie wyjdę dopóki nie wyjaśnisz mi czemu nie chciałaś się ze mną przespać?! - otworzyłam szeroko oczy. Go chyba do końca posrało.
- Bo nie mam ochoty?! A po za tym nie robię tego ze wszystkimi, kiedy tylko chcą i gdzie chcą - fuknęłam poirytowana. Uśmiechnął się ironicznie.
- To tylko seks, Black. Co ty się tak spinasz?
- Tylko?! Nie, Tomlinson. To nie jest tylko. Wyjdź. Po prostu wyjdź! - wrzasnęłam. Podszedł do mnie powoli nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wyglądasz na taką, która lubi - szepnął. -  Ale no trudno. A mogliśmy się tak dobrze bawić - zaśmiał się dziwnie strasznie, musnął moje wargi nim zdążyłam się zorientować i wyszedł. Najnormalniej w świecie wyszedł.

Soooł. Jest next.
Mam nadzieję, że nie zawiodłam.
Next w piątek lub sobotę. 
Czytasz----> Komentujesz 

  


poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 13

Wróciłam do domu w złym humorze. Czemu akurat go miałam uwodzić. To czyste tortury. Mam ochotę to rzucić i iść w cholerę. Ale nie mogłam. Nie mogłam zostawić Cass, a zwłaszcza nie mogłam pozwolić aby Ed mnie zabił. Ciarki mnie przechodzą na samą myśl. Nie zrobił by tego. Chce mnie tylko przestraszyć. Prawda? Mogę się mu sprzeciwić i nic z tym nie zrobi. Mogę to zrobić.... Nie, wolę nie wystawiać go na próbę.
Zrzuciłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Cassie jak mówiła wyszła z 'uroczym' zostawiając mi małą karteczkę. Mogła napisać sms'a. A nie, nie mogła. Wyłączyłam telefon. Do imprezy zostały 3 godziny. Jezu, jak ten czas leci.
Osuszyłam się ręcznikiem i wysuszyłam włosy. Zrobiłam lekki makijaż podkreślając oczy kredką. Ubrałam się w moją starą miętową sukienkę sięgającą do połowy ud i czarne balerinki. Miałam dość szpilek. Chris jak obiecał napisał mi adres jego miejsca zamieszkania.
Wyszłam z apartamentu koło 21:30. Nie lubię być jedną z pierwszych osób na imprezie. Wsiadłam do auta i zaparkowałam przecznice dalej od mojego celu. Wolałam nie ryzykować wybicia szyby lub czegoś takiego. Dumnym krokiem powędrowałam w stronę hałasu. W sumie zapowiadało się obiecująco. Na pierwszy rzut oka żadnych nadętych 'biznesmenów' w wieku mojej mamy.
Trawnik był obładowany już lekko nachlanymi ludźmi. Przeciskałam się między nimi aż w końcu dotarłam do drzwi otwartych na oścież. Nigdzie nie widziałam Chris'a. Wędrowałam pomiędzy tańczącymi ciałami.
- Am - ktoś objął mnie w talii przyciągając do siebie. Odwróciłam się i ujrzałam blondyna  z promiennym uśmiechem. A podobno na trzeźwo są inni. Zaśmiałam się ze swojej głupoty. Oni pewnie już tu wstawieni na maksa.
- Hej Math - uśmiechnęłam się. Chyba go najbardziej polubiłam.
- Super, że przyszłaś. Te laski co zaprosił Chris są beznadziejne. W ogóle nie potrafią się ruszać. - zrobił dziwną minę. Jakby był zniesmaczony. - Zatańczysz ze mną? - ukazał rząd białych ząbków.
- Z przyjemnością - zachichotałam gdy przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
Tańczyliśmy blisko siebie co chwilę któreś się o siebie ocierało. Przyznaje, ten o to blondyn potrafi się ruszać. Byliśmy główną atrakcją chyba tam. Nagle wszyscy zwrócili się do nas twarzami obserwując jak zwinnie poruszamy się po parkiecie.
Złapał mnie w talii spoglądając na  każdy mój ruch. Poruszałam biodrami w rytm muzyki nie przejmując się publiką. Usłyszałam gwizdy za sobą na co zaśmiałam się melodyjnie. Muzyka ucichła w chwili gdy ktoś odciągnął mnie od Math'a i pociągnął za sobą.
Spojrzałam do góry i ujrzałam wściekłego Louis'a.
- O co ci chodzi stary? - fuknął blondyn. Tomlinson zacisnął uścisk na moim nadgarstku na jego słowa.
- Nie zbliżaj się do niej - odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
- Ona chyba ma sama prawo powiedzieć czy mam się do niej zbliżać czy nie. - odszczekał Math.
- Czyżby... - Louis zmrużył oczy. - Nie zbliżaj się do niej. Jasne?! - warknął puszczając mnie i kierując się w jego stronę.
- Wyluzuj stary. Am chcesz z nim iść czy ze mną tańczy... - nie dokończył bo Tomlinson wymierzył mu lewy sierpowy prosto w twarz. Odciągnęłam go szybko od niego przerażona.
- Louis błagam. Louis... - prosiłam nie dowierzając co właśnie się stało. Nie słuchał. Blondyn dostał drugi raz co go powaliło na ziemię. - Louis, chodź. Błagam cię. - oczy mi się zaszkliły. Do cholery jasnej czemu chce mi się płakać. Pociągnęłam go w swoją stronę patrząc mu w oczy. Potarł zakrwawionymi palcami mój policzek i dopiero w tedy uświadomiłam sobie, że łzy wydostały się z moich oczu. Odzyskał nad sobą kontrolę i biorąc mnie za rękę wyprowadził z tłumu. Weszliśmy po schodach na piętro gdzie o dziwo było pusto. Wprowadził mnie do jakiegoś pokoju i przytulił mocno. Nie mogłam złapać oddechu. Nie przez to, że tak mocno mnie tulił, ale przez to, że nie mogłam się uspokoić. To znowu się dzieje. Atak histerii. Nie miałam go od liceum.
- Am... Oddychaj. Spokojnie. Nic się nie dzieję - uspokajał mnie. Jego głos naprawdę działał kojąco. Wsłuchiwałam się w bicie jego serca i odpływałam. Czkałam coraz ciszej, aż w końcu przestałam. - Już dobrze. - głaskał mnie po głowie. Powoli nie odciągając mnie od siebie szedł w stronę jakiegoś pomieszczenia, które okazało się łazienką. Usiadł na brzegu wanny, a mnie usadził na swoich kolanach. Spojrzałam na niego pytająco, a on ignorując to sięgnął po ręcznik i zaczął wycierać moją napuchniętą już pewnie twarz od płaczu. Zabrałam twarz i sięgnęłam już drugi raz po jego ręce aby je opatrzyć. Miał rozcięte wczorajsze rozcięcie. Ludzie. Jak tak można obchodzić się ze swoim ciałem. Syknął cicho, a ja w ciszy umyłam mu je pod letnią wodą. Zeszłam z jego kolan i zajrzałam do szafki nad zlewem. Znalazłam tam tylko plastry i trzy bandaże, więc zawinęłam jego ręce wychodząc do sypialni. Było mi tak strasznie głupio, że się tak rozryczałam. Sięgnęłam za klamkę chcąc jak najszybciej wydostać się stąd.
- Amanda - odwróciłam się by spojrzeć na jego smutną twarz. Przekręciłam głowę na bok. - Ummm... Dzięki. - skinęłam głową i skierowałam się na dół. Po drodze już nikt mnie nie zatrzymywał. Wyszłam z budynku i obrałam na cel mój samochód. Odpaliłam silnik. Jadę na rezerwie. Co? Przecież rano był zatankowany. Ugh... Westchnęłam poirytowana i ruszyłam na stację benzynową. No cudownie do tego telefon mi się wyładował. Czy może być jeszcze... Nie, czekaj. Nie mów tego. Skarciłam się. To zawsze kończy się źle.
Mój chory mózg potrzebował odpoczynku. Rzuciłam balerinki w kąt, a sukienkę złożyłam i położyłam na krześle obok łóżku. Podłączyłam telefon i zasnęłam.

Sorki za opóźnienie, ale miałam mały problem. 
next w środę
czytasz=komentujesz
Proszę o przynajmniej 6 komentarzy : )

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 12

Był punktualnie. Ubrany tak jak zawsze, to znaczy czarna koszulka na krótki rękaw i jeansy. Muszę go o to spytać. Po jakiego grzyba wszyscy ubierają się tak samo. Burze włosów zaczesał do tyłu, ale dalej wyglądał bardzo interesująco. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i pomaszerowałam za nim do hotelowej restauracji.
- Na co masz ochotę? - spytał szczerząc się, gdy kelnerka podała nam Menu.
- Wybierz sam. Nie znam się na tym co jest tutaj dobre a co nie. - powiedziałam szczerze.
- Jak sobie życzysz - zaśmiał się zamawiając nam Parpadelle z kurczakiem w sosie śmietano-winnym. Brzmi okropnie, zwłaszcza ta część winna- mam dość alkoholu do końca życia, ale kiedy podano nam danie i go spróbowałam zwróciłam temu honor. W ogóle nie było czuć alkoholu co mnie ucieszyło, a potrawa była przepyszna. Chris pytał mnie na temat mojej pracy. Oczywiście nie powiedziałam mu " Hej, pracuje jako uwodzicielka i właśnie próbuje zabić twojego kumpla". O nie nie. Zwinne wyminęłam odpowiedź rzucając coś o biurowcu i sekretarce prezesa. Usatysfakcjonowała go moja odpowiedź, gdyż już więcej nie pytał.
- Co jest z wami? - pytam połykając kawałek kurczaka.
- Co znaczy? - upił łyk wody ze szklanki.
-Wszyscy nosicie takie same ciuchy. No, nie że dosłownie te same. po prostu macie jeansy i koszulki na krótki rękaw wy wszyscy. - zaśmiał się widocznie rozbawiony moim potokiem słów.
- Tak po prostu lubimy. - stwierdził dokańczając danie. Poprosił o rachunek i wyciągną kartę.
- Mogę zapłacić swoją część - ukazałam ząbki. Pokręcił przecząco głową. - Dlaczego?
- Ja cię tu wyciągnąłem. Ja płacę. - fuknęłam cicho. Od kiedy jestem taka miła. Adam'owi raz udało się mnie wyciągnąć do kina, a z nim poszłam na obiad. A no tak Michael, poprawka Ed kazał mi być miłą dla jego kumpli. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyliśmy do wyjścia.
- Idziesz dzisiaj do nas na imprezę? - pyta z nutką nadziei.
- O nie nie. Ci biznesmeni to sztywniaki. Nie ma mowy. - zmarszczyłam brwi - A po za tym jest poniedziałek.
- Każdy dzień jest dobry aby się bawić. A imprezę ja organizuje nie Lou więc nie będzie tych gości. Tomlinson też nie raczy się przyjść. - ciekawie. Ale niby czemu mam tam być skoro go nie będzie? W sumie wczoraj mnie pocałował i stwierdził, że mnie pragnie, a potem wyszedł. Wydaje mi się, że nie mam ochoty na razie z nim gadać, a lepszy kontakt z Chris'em, Math'em i Tay'em dobrze mi zrobi.
- Zgoda. Cass nie będzie musi przygotować się na studia.
- W porządku. Przyjechać po ciebie?
- To twoja impreza nie sądzisz, że nie powinieneś tam być? - uniosłam zdziwiona brew.
- Taaa... Masz rację. Wyśle po ciebie kogoś. O 21 zaczyna się więc...
- Nie. Jest okej. Po prostu daj mi adres. Sama się zjawię - w moim nowiutkim aucie od Ed'a. Dodałam w myśli chichocząc.
- Jak uważasz, ale wiesz że to żaden problem?
- Taa.. - ucięłam szybko przewracając oczami. Bądź miła, po prostu bądź miła. - Napisz mi sms'em adres. Dzięki za obiad - uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do apartamentu. Nie chciało mi się siedzieć do 21 w domu z na wpół przytomną Cass. Chyba przesadziłam zabierając ją tam. Jest taka nie winna. Nie powinna tyle pić. Postanowiłam ją obudzić, ale ku memu zdziwieniu właśnie wychodziła z łazienki w miarę ogarnięta.
- Hej śpiochu - pokazała mi język mówiąc 'cześć' i poszła do kuchni. - Wybieram się na małe zakupy, a o 21 idę na imprezę. Idziesz ze mną coś sobie kupić?
- Znowu idziesz na imprezę? Ja mam dość do końca mych dni.
- Dlatego właśnie nie proponuje ci pójścia ze mną. Przesadziłaś. Ja wypiłam jednego drinka a ty chyba z 6.
- Taa.. Może trochę - wzruszyła ramionami gryząc jabłko.
- Idziesz czy nie?
- Nope. Ja będę się lenić i może wyjdę z Joseph'em. - marszczę brwi nie wiedząc o czym mówi. A to ten 'pan uroczy' ze studiów.
- Jak tam chcesz. - rzucam. Wychodzę z apartamentu i zjeżdżam do parkingu podziemnego. Mój nowy Lancia Ypsilon stoi czekając aż wsiądę. Odpalam samochód i kieruje się do najbliższej galerii. Parkuje najbliżej wejścia, zamykam samochód i wpadam w zakupomanie. Jedyny plus mojej pracy jest taki, że A- mogę kupować co chcę na koszt Ed'a i B- ukazuje światu naiwność facetów.

(...)

Po 2 godzinnej wyprawie mam wszystko: białą zwiewną sukienkę - idealną na tutejszą pogodę, koronkową bieliznę - czarną, czerwoną, białą oraz miętową, jeansy i 2 obcisłe topy. W drodze powrotnej wstąpiłam na kawę do Starbucks'a. Usiadłam blisko okna obserwując ludzi śpieszących się do domu, do pracy, dzieci wracające z nie wiadomo skąd i pary nie oszczędzające sobie czułości nawet publicznie.
- Amanda - podskoczyłam słysząc moje imię tuż nad uchem. Ktokolwiek to jest jeszcze raz to zrobi, a mu przywalę. Siada koło mnie zabierając grzywkę z oczu.
- Louis - syknęłam. To nasze dziwne przywitanie nie zadziwiło tylko mnie, ale też kobiety przechodzące obok. Pił latte. A przynajmniej tak mi się wydaję.
- Jak ci się podobał wczorajsza impreza? - odezwał się po kilku minutach.
- Była... cóż... interesująca - odpowiedziałam szczerze. Tak, była interesująca i dziwna.
- W końcu to moja impreza. - wzruszył ramionami.
- Oh.. - udało mi się tylko wydusić na jego pewny siebie ton.
- Chris zaprosił cię na jego żałosną balangę? - spojrzał na mnie zimno.
- Tak i wydaje mi się, że będzie fajnie.
- Fajnie? - prychnął.
- Tak, fajnie - odpowiadam spokojnie.
- Mylisz się nie będzie fajnie, bo mnie tam nie będzie - okej, on jest jakiś pogmatwany bardziej niż myślałam.
- Cóż... I tak zamierzam tam pójść.
- Się rozumie. - kpi ze mnie?
- Nie rozumiem twojego nastawienia. - oburzam się.
- Więc miłej zabawy Black - szepczę mi do ucha i wychodzi.

Next będzie w piątek.
Czytasz ---> Komentujesz

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 11

Czytasz ---> Komentujesz ( pod tym rozdziałem napiszcie czy czytacie jeśli nie komentujecie chcę wiedzieć )

(...)

Rano obudziłam się z strasznym bólem głowy. Ludzie ja prawie nie pijam, a tu po jednym drinku takie coś?! Przekręciłam się na bok w poszukiwaniu telefonu. Wybiła 14.00, czas wstawać. Miałam 2 nieodebrane połączenia od Adam'a, 1 od Chris'a oraz esemes. "Ej słońce idziesz dzisiaj ze mną na obiad? Chris". Odpisałam ładnie "tak" i wykręciłam numer byłego. Odebrał po 3 sygnale.
- Czemu nie odbierałaś? - spytał zdenerwowany. Westchnęłam teatralnie po czym podążyłam ospale do kuchni.
- Bo spałam.
- Jest 14.00.
- A ja spałam - powtórzyłam poirytowana.
- Do tej godziny?
- Tak. Późno wróciłam z imprezy.
- Jakiej imprezy? - wiedziałam, że przeczesuje włosy ręką. Zawsze to robił, gdy się denerwował.
- Nie ważne. Co chciałeś? - upiłam łyk wody siadając na krześle.
- Otwórz drzwi - powiedział tylko i się rozłączył. Co?! Jakie drzwi do cholery jasnej. Nie pewnie przekręciłam zamek i uchyliłam wrota. Wmurowało mnie. Prze de mną stał nie kto inny jak Adam z tym swoim uśmiechem.
- Co ty tu robisz? - nie takiej reakcji się spodziewał, ale miałam to w moim szanownym poważaniu.
- Mnie też miło cię widzieć - rozchylił ramiona czekając aż się w nie wtulę. Nie zrobiłam tego. - Czyli to prawda - pokręcił głową nie dowierzając. - Dlaczego?
- Dlaczego co? - wywróciłam oczami.
- Jesteś zwykłą dziwką Am! - wydarł się. Zakryłam ręką jego usta wciągając go do apartamentu. Tego mi było trzeba aby wparował i wydzierał się na korytarzu.
- Nie jestem dziwką - pchnęłam go na kanapę.
- A jak wyjaśnić to że sypiasz z różnymi typami za kasę?! A ja się dziwiłem czemu nie chcesz ze mną tego zrobić. Ty już po prostu nie jesteś czysta.
- Nic nie wiesz - w moim wnętrzu zbierała się coraz większa złość.
- Wszystko wiem. - rzucił oskarżycielsko.
- Z nikim nie spałam.
- Oh.. tak  jasne. Tylko z nimi "rozmawiałaś" - fuknął pod nosem wstając.
- Nie muszę ci się tłumaczyć.
- Byliśmy razem, chyba należą mi się wyjaśnienia.  - przycisnął mnie lekko do ściany.
- Ty ze mną byłeś. Nie ja z tobą. - wybuchnęłam nie myśląc co mówię - Nigdy cię nie kochałam. Może jak brata, ale nic więcej. Nie chciałam układać sobie z tobą przyszłości. Chciałam już od dawna się od ciebie uwolnić. Wyjazd tylko to przyspieszył. Więc nie wyskakuj mi, że byliśmy razem więc masz prawo wiedzieć. Nie masz prawa. Nic o mnie nie wiesz! - oddychałam ciężko czując w kącikach oczu zbierające się łzy. Poczułam wibracje w spodenkach. Telefon wybawił mnie z krępującej sytuacji. Czując na sobie smutne spojrzenie Adam'a powędrowałam do kuchni.
- Hej kocie - usłyszałam słodki głos Chris'a. Wytarłam łzy powstrzymując się od szlochu. Ja NIE płaczę.
- Hej - odpowiedziałam smutno.
- Co jest? - jednak wyczuł.
- Nic - wymusiłam śmiech, ale bardziej to zabrzmiało jak szloch hieny. O ile hieny szlochają.
- Słysze, że coś jest ale nie chcesz to nie mów. - usłyszałam kroki i smutny obraz Ad'a pojawił się koło blatu. - Wpadnę po ciebie za 30 minut. Okej?
- Jasne - uśmiechnęłam się - Do zobaczenia.
- Paa - rozłączyłam się i położyłam komórkę na lodówce. Podniosłam wzrok by zmierzyć się z jego przenikliwym, pustym spojrzeniem.
- Chodź - przełknęłam głośno ślinę i zaprowadziłam go do siebie dziwiąc się jak głęboko śpi moja przyjaciółka. Usiadł na łóżku oddychając ciężko. - Musisz mi uwierzyć. Nie jestem dziwką. Nigdy nią nie byłam i nie zamierzam być. Pomagam w zbawieniu do hotelu pewnemu mężczyźnie za co on pomoże mi się wybić w modelingu - Z tym modelingiem skłamałam, ale może powinnam spróbować - Nie chciałam cię skrzywdzić - no może trochę. Patrzał się na mnie cały czas, a ja wyczekiwałam jego reakcji.
- Boli mnie tylko to, że zrobiłaś to aby się wybić - uśmiechnął się słabo - Przytulisz ostatni raz?
- A nawet dam całusa - cmoknęłam go szybko w policzek i zajęła miejsce w tak znanych mi ramionach.

(...)

Kiedy wyszedł miałam 15 minut na wyszykowanie się na obiad. Spięłam włosy w luźnego koka i zrobiłam lekki makijaż przed czym oczywiście wzięłam prysznic oraz umyłam ząbki.
Cassie nadal spała co mnie lekko zaniepokoiło, ale nie chciałam jej budzić. Zostawiłam jej kartkę w kuchni gdzie się znajduję i wybrałam strój. Wyglądałam całkiem całkiem jak na kilkanaście godzin po imprezie. Czerwonowłosy był punktualnie.


niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 10

Uklękłam koło niego patrząc na jego przymknięte oczy. Opuszkami palców przejechałam po rozwalonych kostkach co spowodowało jego syknięcie. Jako, że miałam ze sobą tylko sukienkę użyłam jej. Delikatnie wycierałam rany. W pewnym momencie zabrał mi ręce i spojrzał na mnie gniewnie.
- Po co to robisz? - spytał nerwowo.
- Co? - przekręciłam głowę na bok. Pokręcił głową sam sobie jakby zaprzeczając po czym wstał i wyszedł do pomieszczenia obok, co gdy poszłam za nim okazało się łazienką. Stał koło rozwalonego lustra grzebiąc w małym koszyczku z lekami. Popchnęłam go na kant wanny aby usiadł co skomentował fuknięciem. Wyjęłam wodę utlenioną, waciki oraz bandaż i zajęłam się jego raną.
- Umiem o siebie zadbać - no właśnie widzę.
- Daj sobie pomóc i zamknij jadaczkę. - moje słowa na chwilę podziałały, bo wpatrywał się tylko we mnie milcząc. - Czemu to zrobiłeś? - spytałam wyciągając kawałki luster. Syknął cicho zamykając oczy.
- Nie wa...
- Odpowiedz - przerwałam mu cicho. Przewrócił oczami.
- Z nerwów - stwierdził pewnie.
- Jesteś nachlany. Jakich nerwów? - zaśmiałam się z jego wypowiedzi co go z lekka zdenerwowało.
- Nie jestem nachlany. Czemu tak uważasz?
- Bo... Ech. Nie ważne - obandażowałam powoli jego dłonie po czym usiadłam obok niego.
- Dlaczego jesteś w stroju kąpielowym? - zlustrował moje ciało.
- Pływałam z Chris'em. - westchnęłam spoglądając na jego dłonie.
- Czemu ze mną rozmawiasz?
- Nie rozumiem - podniosłam brew zdziwiona.
- No bo ja jestem dla ciebie nie miły, a ty i tak ze mną rozmawiasz.
- Może czuję, że muszę - raczej Ed mi karze. Tak to bym dawno zajęła się kimś innym.
- Nie możesz tak czuć - zaśmiał się cicho. - Nie możesz. - Wstałam powoli i oparłam się o ścianę. Był tuż koło mnie nachylając się na de mną. - Naprawdę nie chce, żebyś tak czuła - tak pewnie jak to powiedział wpił się w moje usta żądając dostępu do środka. Umożliwiłam mu go bez chwili wahania, a on coraz bardziej napierał na mnie swoim ciałem. Coś metalowego wbiło mi się w plecy i aż syknęłam z bólu. On był za bardzo pochłonięty pocałunkiem by to zauważyć, ale gdy jęknęłam nie wytrzymując odsunął się o de mnie.
- Przepraszam - spuścił głowę. Musnęłam delikatnie jego usta, a on oparł moje czoło o swoje. - Obrzydza mnie to pragnienie Ciebie - zaśmiał się cicho. Pocałował mnie delikatnie ostatni raz po czym wyszedł trzaskając drzwiami. A więc wróciliśmy do początku. Co takiego jest z tym facetem nie tak?!

(...)

Znalazłam jakiś ręcznik obok umywalki i osuszyłam się nim chodź już wcale nie byłam mokra. Nie miałam w co się ubrać więc zeszłam na dół aby znaleźć czerwonowłosego. Dalej siedział w ogrodzie, a przecież kazałam mu zająć się Cass.
- Czemu nie jesteś ubrana? - spytał szczerząc się.
- Umm... Nie chce ubierać sukienki. Masz może coś. - potrząsnął przecząco głową. - Tak w ogóle to gdzie jest Tay i Matt? - spytałam.
- Musieli coś załatwić - błysk w jego oku dał mi jasno do zrozumienia, że pod COŚ kryje się niezbyt legalne COŚ. Uśmiechnęłam się tylko i wyjęłam mój telefon z jego ręki. Jak on się tu znalazł?
- Mogę wiedzieć skąd masz mój telefon? - zmrużyłam oczy.
- Znalazłem w kuchni - ech... zapomniałam go stamtąd zabrać. Dobrze, że on go znalazł. Wykręciłam numer taryfy, którą sobie wpisałam popołudniu do telefonu. Ładnie podałam adres i się rozłączyłam.
- Mogłem cię odwieźć przecież - stanął chwiejąc się na nogach.
- Śmieszny jesteś.
- Czemu niby? - uniósł zabawnie brwi.
- Jesteś nachlany perełko - pogłaskałam go po głowie.
- Wcale nie - zachichotał jak mała dziewczynka.
- Owszem - dałam mu całusa na pożegnanie i ruszyłam w poszukiwanie Cass i do wyjścia.

Czytasz= Komentujesz <3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 9

Uśmiechnęłam się na jego słowa i ciągnąc go za sobą powędrowałam w stronę kuchni. Zrobił mi drinka, a ja szybko go wypiłam. To był zły pomysł, gdyż było mi z lekka nie dobrze, ale nie dałam po sobie tego poznać. Przypatrywał mi się intensywnie, gdy ja schodziłam z blatu. Pociągnęłam go na parkiet gdzie nikt praktycznie nie tańczył. DJ postanowił zwolnić, jak na złość.
Zawiesiłam ręce na jego szyi, a on nie pewnie objął moją talię pozostając na bezpiecznej odległości.
- Bliżej - szepnęłam mu do ucha. Spiął się cały nie stosując się do moich zaleceń. Spojrzałam na jego przymrużone oczy i otarłam kciukami jego spiętą szyję. Rozluźnił się lekko i uśmiechnął słabo podchodząc bliżej. Utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy przez cały czas. Bujaliśmy się w rytm muzyki obserwowani przez jego kolegów. Gładził dłonią moje biodra widocznie czując się pewniej. Wtuliłam głowę w zagłębienie między ramieniem a szyją i wypuściłam od dłuższego czasu wstrzymywane powietrze. Oparł brodę o moją głowę i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. To było dziwne, wczoraj miał momenty kiedy chciał mnie zabić, przed wczoraj się nie znaliśmy, a dzisiaj tańczymy wtuleni w siebie. Co jest z tym gościem nie tak?!
Kiedy piosenka się skończyła rozejrzałam się nerwowo po pomieszczeniu. Wszyscy patrzyli się na nas. Jedni z pogardą, drudzy z zadowoleniem, a trzeci z podnieceniem? Kilka pań pożerało mojego partnera wzrokiem co mnie wcale nie dziwiło. W tłumie dostrzegłam Ed'a  uśmiechającego się triumfalnie. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam za siebie gdzie przed chwilą stał Louis. Zniknął.

(...)

Nie widziałam go od 10 minut. Siedziałam sama w kuchni popijając cole, bo naprawdę nie miałam ochoty na nic mocnego. Bujałam nogami w tą i z powrotem niczym mała dziewczynka na huśtawce.
- Widziałaś jaki ładny ma ogród? - moją wewnętrzną ciszę przerwał głos Cass. Impreza jej się widocznie spodobała, bo szczerzyła się jak głupia do sera albo po prostu była już wstawiona. Obstawiam to drugie, gdyż ta parapetówka to był zlot gangsty z króliczej nory.
- Ta.. - bąknęłam nie zbyt zainteresowana. Usiadła koło mnie na blacie sięgając po moją cole.
- Chris mówił, żebyś przyszła. Jest koło basenu - zachichotała. - Serio. Ma niezły tyłek.
- Też tak myślę - poklepałam ją po ramieniu i ruszyłam na zewnątrz. Odetchnęłam z ulgą, gdy chłodne powietrze otuliło moją twarz. Stał koło schodków do zbiornika z wodą w samych kąpielówkach. A niech spróbuje mi...
- Rozbieraj się - ech... zdążyłam pomyśleć. A nie sorry, nie zdążyłam.
- Nie proszę Chris - zaśmiałam się.
- Jeśli nie masz stroju możesz kapać się na go. - wyszczerzył się w diabelskim uśmiechu.
- Nie trzeba - zsunęłam ze stóp obcasy, a on pomógł mi z odpięciem sukienki. Na szczęście pomyślałam o stroju.
- Mmm... - zamruczał po odkryciu mojego ciała. Fuknęłam pod nosem i jednym zamaszystym ruchem wepchnęłam go do basenu. Niestety cwaniak pociągnął mnie za dłoń i wpadłam zaraz za nim. Wyłowił mnie i jakby bez żadnego wysiłku usadowił na brzegu basenu. - I co teraz? - oparł się z dwóch stron moich bioder. Wyczułam od niego zapach wódki. Ech... Nachlał się już. Wszystko jasne.
- No nic. - uśmiechnęłam się. Zaraz... uśmiechnęłam się. Szczerze się uśmiechnęłam. To dziwne.
- Louis z tobą tańczył? - spytał lekko speszony.
- Mhm... - oplotłam go w talii nogami. Kąciki jego ust uniosły się do góry po tym geście i już o nic nie pytając pociągnął mnie do wody. Chlapaliśmy się jak małe dzieci. Ludzie patrzeli się na nas z politowaniem, ale mnie to nie przeszkadzało.
- Gdzie znajdę ręcznik? - spytałam wychodząc ze zbiornika. Znalazł się tuż koło mnie z grymasem niezadowolenia.
- Już idziesz? - zmarszczył czoło.
- Z imprezy nie. Ale chcę się osuszyć. - dotknęłam ręką jego mokrych czerwonych włosów. Zamruczał zachęcając do kontynuacji. - To gdzie je znajdę?
- N górze w którymś z pokoi, pójdę z tobą - uśmiechnął się.
- Nie trzeba. Zajmij się Cass. - zostawiłam go tam i pomaszerowałam z moimi ciuchami na górę. Na pietrze znalazłam pełno pokoi. Otwierałam wszystkie po kolei, ale nie mogłam ich znaleźć. Pchnęłam przed ostatnie drzwi i ujrzałam ciemny pokój urządzony w nowoczesny sposób.  Na ogromnym łóżku ktoś siedział. Podeszłam bliżej dopóki księżyc nie rzucił blasku na jego twarz i zakrwawione ręce.
- Louis? - szepnęłam ledwie słyszalnie.

A więc. Podoba się lub nie daj kom i zachęć do dalszego pisania <3



środa, 12 lutego 2014

Rozdział 8

- Idziesz dzisiaj ze mną na imprezę. - bardziej stwierdziłam niż zapytałam siadając na przeciwko przyjaciółki, gdy ten ciołek już poszedł. Tak jak się spodziewałam nie posprzątał potłuczonego naczynia. Cass to zrobiła.
- Firmowa impreza? - spytała podnosząc jedną brew z nad książki.
- Nope - uśmiechnęłam się złowieszczo. - Kolega przyjedzie o 20.00. Organizuje imprezę. I nas zaprasza. - ten pomysł widocznie jej pod pasował, uśmiechnęła się słodko i odłożyła lekturę na bok.
- Super.

(...)

Ubrałam szpilki i byłam gotowa. Cassie miała większy problem, gdyż przez pół godziny szukała buta, którego nie wzięła z San Jose przez co miała mniej czasu.
- Gotowa. - krzyknęła o 19.55. Ja już siedziałam na kanapie zastanawiając się czy Chris zadzwoni po nas na mój numer czy ja mam zadzwonić. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy telefon za wibrował. Bez namysłu odebrałam go.
- Jesteś już? - padło moje pierwsze pytanie. Przez chwilę po drugiej stronie była cisza, ale w końcu odezwał się zachrypnięty głos, którego miałam nadzieję do końca życia nie słyszeć.
- Ale, że gdzie mam być? - spytał zdziwiony Adam. Cholera jasna. Akurat teraz.
- Nie nigdzie. Co chcesz? - może niezbyt przyjaźnie to zabrzmiało, ale naprawdę się starałam.
- Czemu nie odbierałaś ani nie odpisywałaś na sms'y? - dobre pytanie. Sama nie wiem, ale tego mu nie powiem.
- Byłam zajęta.
- Nowym chłopakiem?! - zazdrość przebiła się przez jego struny głosowe.
- Co? Nie. Pracowałam - to akurat nie było kłamstwo, czysta prawda. - Muszę kończyć.
- Am?
- Hmm? - byłam coraz bardziej poirytowana, a co jeśli Chris się do mnie będzie dobijał?! Wybrał sobie moment.
- Tęsknie za tobą - ech... I co miałabym powiedzieć? "Ja też?". Przecież ja nie tęskniłam. Nie. Ani trochę.
- Cieszę się. - chyba nie tego oczekiwał, ale teraz nie mam ochoty się w to bawić. - Słuchaj Adam ja muszę kończyć. Zadzwoń kiedyś tam. - Albo nigdy. A ostatnie co usłyszałam zanim się rozłączyłam to "Jutro biorę pierwszy lot i przylatuje... ". No to super. Mam nadzieję, że nie uda mu się mnie znaleźć. A nie sorry, moja mam to niezła gaduła. Już po mnie. Właśnie. Muszę do mamy jutro zadzwonić. Za nią akurat się stęskniłam i to bardzo.

(...)

Wsiadłam na tylne siedzenie białego Jeppa uważając na to aby się nie wywalić i zapięłam pas. Cass usiadła tuż obok mnie. Chris wyglądał dość atrakcyjnie. Jego burza czerwonych włosów była niczym burza czerwonych włosów. Ubrany był dość normalnie. Jeansy, trampki z tego co zauważyłam i czarna koszulka. Czy wszyscy ze środowiska Lou tak się ubierają? No nie ważne. I aby wszystko przypieczętować zabójczy uśmiech, który pojawił się wraz z moimi krokami w jego stronę.
- Cassie, tak? - zerknął w lusterko aby przypatrzeć się mojej słodkiej przyjaciółce w skąpej sukience.
- Cass. Mów mi Cass - poprawiła grzecznie. Wierciła się na fotelu jakby miała jakieś owsiki w tyłku co skomentowałam śmiechem.
- A więc Cass trzymaj się blisko nas inaczej zginiesz w tłumie - zaśmiał się melodyjnie i skupił się na jeździe.
- Jasne - mruknęła i do końca jazdy się nie odzywała. Ja dowiedziałam się, że to będzie w domu Louis'a i będzie tam pełno "biznesmenów" i innych takich. A i Ed mi napisał, że też tam będzie aby zobaczyć moje postępy.
- Wysiadka - oznajmił, gdy ja prawie zasypiałam. Wynurzyłam się z samochodu i żwirową drogą ruszyłam do furtki.
- Louis mieszka sam? - spytałam po chwili ciszy przerywanej dudniącą muzyką.
- Tak - zaśmiał się. - Lubi, jak to powiedzieć? Mieć dużo przestrzeni osobistej.
- Umm... To zrozumiałe. - odwróciłam się, gdy wchodziliśmy do białej willi w stronę Cass i chwyciłam ją za rękę. Uśmiechnęła się słabo.
- Uważaj - szepnęłam i zaśmiałam się zachęcająco. Weszłyśmy zaraz za Chris'em do zatłoczonego pomieszczenia, który pewnie służył jako korytarz. Teraz był wypełniony spoconymi ciałami, głównie facetów. Było tu mało, nawet strasznie mało dziewczyn więc wzbudziłyśmy niezłe zainteresowanie wśród płci przeciwnej.
- Louis jest tam - wskazał na chłopaka, wyglądającego tak a pro po zabójczo opierającego się o blat kuchni z drinkiem.
- Nie sądzę by był do mnie przyjaźnie nastawiony - szepnęłam do niego, tak naprawdę powiedziałam, ale muzyka sprawiła iż mój głos brzmiał jak szept. On się tylko zaśmiał kpiąco.
- On nie zaprasza na swoją imprezę nie mile widzianych ludzi. - popchnął mnie zachęcająco w jego stronę obiecując zajęciem się Cass i zniknął z nią w tłumie. Podeszłam już pewniej do niego. Gdy mnie zauważył między jego oczami pojawiła się głęboka zmarszczka. Przestanęłam z nogi na nogę stając przed nim i uśmiechnęłam się uroczo.
- Dobry wieczór Amando - że co kurna?! Dobry wieczór? Skąd on się wziął. Chyba za dużo wypił.
- Cześć Louis - spojrzałam na jego oczy upewniając się czy nie zmieniły barwy, ale nie wszystko było w porządku.
- Podoba ci się impreza? - spytał tak nagle.
- Ugh... Jest interesująca. Dużo tu mężczyzn.
- To impreza specjalnie dla ważnych osób z mojego środowiska pracy - ach tak. Z przestępczego środowiska pracy.
- Umm... Okej. To ja może pójdę z kimś zatańczyć - odwróciłam się na pięcie i chciałam ruszyć w tłum, ale silna ręka zatrzymała mnie w pół kroku i przyciągnęła bliżej siebie.
- Nie napijesz się ze mną?
- Nie mam ochoty pić - wzruszyłam ramionami próbując pozbyć się mrowienia towarzyszącego z jego ciepłym oddechem na moim karku.
- Tylko jeden - odwróciłam się i spojrzałam w jego niebiesko-zielone tęczówki.
- Pod jednym warunkiem - zmrużyłam oczy.
- Słucham. - oparł się o blat upijając łyka swojego napoju.
- Zatańczysz ze mną - posłałam mu wyzywający uśmiech i oczekiwałam jego reakcji.
- Nie - stwierdził stanowczo chowając się przed moim wzrokiem.
- To nie - oddaliłam się powolnym krokiem przez napalonych na wszystko co się rusza gangsterów. Skręciłam na taras i schodkami zeszłam do ogrodu. Tam czekała na mnie miła niespodzianka.
- Jak ci idzie złotko? - spytał mój szef przyłączając się do mojego spacerku.
- Słabo? - wypuściłam powietrze z płuc nabierając nowego, zimnego.
- Postaraj się - potarł palcami skronie.
- Staram się - fuknęłam poirytowana.
- To staraj się bardziej. Będę cię obserwował. - odszedł powolnym krokiem do grupki facetów stojących przy basenie. Nabrałam jeszcze kilka głębokich wdechów i wróciłam do środka. W wejściu zatrzymał mnie pan gospodarz. Uśmiechnęłam się na co on odpowiedział poddenerwowanym uśmiechem.
- Zgoda. Jeden taniec.

Wybaczcie kochani najmocniej ale nie miałam czasu ani neta aby dodać rozdział. Przepraaaaszam. Zostawcie coś po sobie i zachęcajcie do czytania. To dla mnie wiele znaczy <3 A no i chce ktoś dedykacje? xx

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 7

Drzwi od windy rozsunęły się i usłyszałam charakterystyczny dźwięk. Zdjęłam obcasy i otworzyłam kartą drzwi od apartamentu. W salonie było jakoś dziwnie głośno. Odłożyłam torebkę na komodę i powędrowałam w stronę hałasu. Na kanapie siedziała Cass z Ed'em i w najlepsze gawędzili. Nawet nie zauważyli mojego nadejścia.
- Co ty tu robisz? - powiedziałam poirytowana. Ma się trzymać z daleka od mojej przyjaciółki. Pijawka jedna. Dziwne porównanie, ale trafne. Collins potrafił "przyssać" się do kogoś i trudno było się go pozbyć.
- No w końcu - wstał uradowany podchodząc chcąc się przywitać. Zrobiłam znaczący krok do tyłu i spotkałam się z jego zimnym spojrzeniem. - Cass się mną dobrze zajęła, nie musisz się martwić. - ten głupkowaty uśmieszek działam mi na nerwy.
- Pierwszy i ostatni raz się tobą zajęła. - pociągnęłam go do kuchni unikając ciekawskiego spojrzenia przyjaciółki.
- Zostałaś u niego na noc. Czyli rozumiem, że po kłopocie - klasnął zadowolony w ręce. Wybuchnęłam śmiechem co go z lekka zdziwiło. - Co?
- Nie jest po żadnym kłopocie. To jego koledzy zabrali mnie na noc, a on mi tylko wyrządził krzywdę psychiczną jak i fizyczną. - prawie, że wrzasnęłam. Zmarszczył brwi lustrując moją twarz.
- Uderzył cię? - mało go to obchodziło, ale jego udawana troska brzmiała bardzo wiarygodnie. Może naprawdę się martwił. A nie czekaj.... Moje ciało musi być nieskazitelne. Wszystko jasne. Pokazałam mu nadgarstki.
- Drobnostka - fuknęłam. Zgromił mnie wzrokiem i wyszedł z pomieszczenia. Wrócił po chwili z moją kosmetyczką.
- Trzeba to zatuszować. Nie możesz się tak pokazywać. - wyciągnął z niej fluid i roztarł go na mojej skórze. Po siniakach nie było śladu. Magia. - No dobra więc na czym stoimy? - usiadł na stołku koło mnie. - Czekaj... Ty byłaś u niego.
- Nie u ...
- Na tyle blisko aby go zabić.
- Tak ale... - przerwał mi znowu.
-  I go nie zabiłaś - wrzasnął tak nagle, że aż podskoczyłam.  - Czemu tego do cholery nie zrobiłaś?! -Bo nie potrafiłam! Oczywiście tego nie powiedziałam.
- Miałam go uwieść, miał mi zaufać. Nic nie mówiłeś, że mogę bez tego go zabić. - wymówka słaba, ale jednak jest. Jako, że jestem blondynką biorą mnie często za głupią więc nie miałam problemu w udawaniu takiej.
Złapał się za głowę i porcelanowa miska wylądowała na podłodze. Odskoczyłam do tyłu nie chcąc się pokaleczyć w gołe stopy. Spojrzał na mnie wściekły i opadł z powrotem na krześle. Dziwne, że Cassie nie zaalarmował dźwięk tłuczonego szkła, ale mniejsza o to.
- Zaprosił mnie dzisiaj na imprezę. Załatwię to. - wypuściłam wstrzymywane od kilku chwil powietrze i poszłam do siebie. Te szkło sam pozbiera.

Tak wiem, beznadzieja. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie :C Zostawcie jakąś opinię, proszę <3

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 6

Trwaliśmy tak przez chwilę po czym odwrócił wzrok i podał mi talerz. On mnie co raz  bardziej denerwuje, czemu nie może po prostu rzucić się na mnie jak reszta i po sprawie. Nie mogłam go rozgryźć. Przygryzłam wargę i skupiłam się na kanapkach. Musiałam jakoś zacząć rozmowę, ale do cholery nigdy nie musiałam tego robić więc nie wiedziałam jak. Zanim zdążyłam coś powiedzieć wyszedł z kuchni zostawiając mnie samą.

(...)

Wrócił za 5 minut kiedy ja już siedziałam w salonie.
- Muszę cię ostrzec - usiadł na przeciwko mnie, na fotelu.
- Tak? - uniosłam jedną brew. Zaśmiał się pod nosem sama nie wiem z jakiego powodu i westchnął ciężko.
- Chłopaki są całkiem inni na trzeźwo.
- Jaśniej proszę - podniosłam z frustracją ręce, na co on przewrócił oczami.
- Mogą być nie mili. - bardziej niż ty? To tak się da? Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, ale naprawdę miałam ochotę mu to wykrzyczeć. Rozciągnęłam się ospale i skupiłam na nim swoją całą uwagę.
- Odwieziesz mnie? - zauważyłam błysk rozczarowania w jego oku, ale zaraz zniknął kiedy spojrzał na mnie obojętnie. Wstał i wyszedł trzaskając frontowymi drzwiami. Dokładnie nie wiedziałam co to znaczy, ale zakładałam, że TAK. Wyszłam za nim najpierw nakładając szpilki. Mmm... Dresy i szpilki. Wyśmienicie. Opierał się o maskę swojego samochodu. Podeszłam do niego tupiąc obcasami o podjazd. Stał nie wzruszony zagradzając mi wejście do środka.
- To jak? - spytałam krzyżując ręce na piersi. Patrzał na mnie przez chwilę po czym odepchnął się od boku samochodu i najnormalniej w świecie wsiadł do niego. Co do cholery jest z tym facetem?!
Wciągnęłam głośno powietrze i wsiadłam do środka. Podałam mu adres i ruszyliśmy. Podróż nie była długa, ale męcząca. Nie pod względem fizycznym, ale psychicznym. Między nami panowała niezręczna cisza przerywana moim kasłaniem. Chyba się rozchoruje.
Miałam go uwieść, ale przecież już nigdy więcej go mogę nie spotkać. Myślałam nad tym co zrobić kiedy w końcu się odezwał.
- Umm... To wczoraj. Umm... No.... Wyrządziłem ci krzywdę? - wydukał. Spojrzałam na swoje posiniaczone nadgarstki, ale czując jego wzrok na sobie uniosłam głowę aby tego nie zauważył. Czemu nie skupiał się na drodze?! A no tak. Jesteśmy na miejscu.
Zorientowałam się, że cały czas czeka na moją odpowiedź więc potrząsnęłam głową i chwyciłam za klamkę.
- Nie. - chyba wolałby abym się rozwinęła, ale co ja niby miałabym powiedzieć. No nie i tyle. To znaczy tak, ale nie mogę mu powiedzieć, że zrobił mi krzywdę to by było nie miłe. "Ale ty jesteś nie miła!" - odezwał się głos w mojej głowie. Ja serio byłam nie miła więc dlaczego miałam opory.
- Pokaż mi rękę - jego spokojny głos zwrócił mi świadomość. Wpatrywał się we mnie przeszywającym, zimnym jak lód spojrzeniem.
- Co? - po co mu moja ręka? Przymknął oczy widocznie poirytowany i sięgnął po moją dłoń odkrywając spod bluzy Chris'a mój nadgarstek. Wciągnęłam zbyt głośno powietrze kiedy przejechał po nim palcami, dotykając obolałego miejsca.
- Zrobiłem ci krzywdę. - potrząsnął głową nie wierząc w to co widzi. Zabrałam swoją rękę i otworzyłam drzwi wysiadając.
- Em.. No trochę, ale jest okej. Więc... - wyszedł z samochodu po czym go obszedł stając prze de mną.
- Chris cię polubił. Dałabyś się namówić na imprezę z ważnymi osobami, z branży aby go lepiej poznać? - bliżej Chris'a? Nie. Bliżej Tomlinsona. Posłałam mu półuśmiech.
- Jasne. Kiedy?
- Dzisiaj wieczorem. - um.... Cassie się zezłości.
- No okej, ale mogę wziąć przyjaciółkę? - widocznie nie był z tego zadowolony, ale skinął głową na znak zgody.
- Chris przyjedzie po ciebie i twoją koleżankę o 20.00. - odszedł nie kłopocząc się nawet o numer.
- Ej Louis. - spojrzał na mnie otwierając drzwi.
- Jak się z nim skontaktuje bez numeru?
- Mam twój numer. - a skąd niby?! - Wpisałem sobie z twojej komórki. Ty też mój masz. - odpowiedział na moje niezadane pytanie. Wzruszyłam nie pewnie ramionami po czym odwróciłam się i powędrowałam do hotelu.

Licze na komy <3 Jeśli się podoba to rozgłaszajcie wśród znajomych jeśli możecie. To dla mnie ważne. ily <3

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 5

- Mieszkacie razem? - spytałam , gdy Tay prowadził mnie do samochodu. Cała trójka się zaśmiała.
- Nie Am, mamy wspólne miejsce do spędzania czasu. - przyjrzałam się Chris'owi, który spoglądał na mnie z zatroskaną miną. Musieli być nieźle pijani skoro martwili się o obcą osobę.
- Czemu mnie tam zabieracie? - Math otworzył prze de mną drzwi ze strony pasażera, ale nie dałam mu ich zamknąć. - Chłopaki, jesteście pijani. Nie możecie prowadzić.
- E tam. Nie raz tak prowadziliśmy i nic się nie stało.
- O nie. - powiedziałam stanowczo.- Nie ma mowy. - zaparłam się nogami uniemożliwiając zamknięcie drzwi.
- Amanda, nie wydurniaj się....
- Ja poprowadzę - przestraszyłam się, gdy Louis jakby pojawił się znikąd zamykając za sobą drzwi od strony kierowcy.
- To ja może pojadę jednak z nimi. - nadal widziałam te szare, bezduszne oczy spoglądające na mnie 10 minut temu. Chciałam wysiąść, ale załapał mnie za ramię i jednym ruchem znów byłam w środku pojazdu. Syknęłam z bólu i złapałam się za ramię. Miałam być z tym psychopatą w jednym aucie.
- Nigdzie. Nie. Idziesz. - wycedził przez zęby.
- Am jedź z nim. - pokiwałam do Math'a niepewnie głową i dałam zamknąć drzwi.
- Nie piłeś? - spytałam po chwili widząc jak pędzi przez miasto.
- Piłem - chyba nie miał ochoty rozmawiać, ale... chwila. ON PIŁ. Zgromiłam go wzrokiem zwijając się ze strachu  na fotelu.
- Daj mi wysiąść. - zaczęłam panikować.
- Nie. - rzucił mi nieprzyjemne spojrzenie. Z moich oczu zaczęła się lać fontanna łez. "Nie chciałam zginąć jak ON. Nie proszę nie chcę." Prosiłam w duchu.
- Proszę. - szepnęłam ledwie słyszalnie, ale gdy na mnie spojrzał nie widziałam tam nic oprócz złości. Złości pomieszanej z irytacją.
- Nie. - minęliśmy centrum  i stanęliśmy przed małym domkiem na obrzeżach miasta. Dosłownie wypadłam z tego samochodu chcąc jak najszybciej czuć grunt pod nogami, ale długo się nim nie nacieszyłam kiedy podjechała reszta i podnieśli mnie na równe nogi.
- Wszystko dobrze? - spytał blondyn. Pokiwałam głową czując, że zaraz się poryczę.
- Trochę panikowała. - powiedział zimno Louis stojąc gdzieś pod drzewem.
- Chodź trochę cię ogarniemy. - zaprowadził mnie do środka chyba Chris po czym szepnął mi do ucha. - Wpakowałaś się w niezłe bagno. - i rzucił mi współczujące spojrzenie. Ja nie wiedząc o co mu chodzi posłałam mu półuśmiech. - Masz - podał mi ręcznik, dresy oraz koszulkę. Popchnął mnie w stronę małego pomieszczenia, które okazało się łazienką. - Mogą być, a raczej na pewno będą za duże, ale nie mamy w zwyczaju gościć tu dziewczyn. - uśmiechnęłam się i zamknęłam za nim drzwi na zamek. Chciałam ściągnąć z siebie sukienkę, ale nie mogłam.
- Chłopaki - otworzyłam drzwi czekając na jakąkolwiek reakcję. Ku mojemu rozczarowaniu pojawił się w nich Louis.
- Co chcesz? - spytał poirytowany. Pokazałam mu zamek sukienki, a on powoli zaczął go rozsuwać dotykając przy tym opuszkami palców moich pleców. Przeszedł mnie zimny dreszcz, a on kontynuował swoje zmagania z sukienką. Kiedy materiał chciał opaść przytrzymał go tuż przy moim biuście. Bez słowa wzięłam go od niego i wydukałam "Dzięki" po czym wyszedł zostawiając mnie rozkojarzoną. "Co to do cholery było?!"
Wyszłam z pod prysznica, osuszyłam się ręcznikiem i założyłam na siebie dres zawiązując go mocno na biodrach, ale i tak mi lekko opadły. Naciągnęłam na siebie bluzkę upewniając się czy założyłam stanik, bo po domu miałam w zwyczaju chodzić bez. Włosy związane wcześniej w kok rozpuściłam.
Weszłam do małego salonu w ręku trzymając sukienkę. Chłopaki siedzieli na kanapie i oglądali telewizje za to nigdzie nie widziałam Tomlinsona, a to z jego powodu tu jestem. Chris wstał przeciągając się widocznie zmęczony.
- Dobrze ci w moich ciuchach - wyszczerzył się chłopak z burzą czerwonych włosów.
- Em? Dzięki? - nie byłam tego taka pewna. Zachichotałam pod nosem, gdy Tay próbując wstać przewrócił się o stolik.
- Bardzo śmieszne Am. Za karę śpisz ze mną - powiedział wstając z podłogi. Ojś to ja mam tu zostać? Co powiem Cassie? Przygryzłam nerwowo wargę pomagając mu nie upaść po raz drugi.
- Um.. Oki. Ale muszę zadzwonić. A i przedzielimy łóżko. - dodałam rozbawiona jego głupkowatymi minami. - Nie rób zeza bo ci zostanie. - skarciłam go nie mogąc opanować śmiechu.
- Trudno - wzruszył ramionami i pociągnął mnie do jak on stwierdził Jego pokoju.
- Tay wiesz, że mamy dwa pokoje? Mam z nim spać? -  spytał Math patrząc na Chris'a.
- Nie. Oczywiście, że nie. Możesz spać z nami - wyszczerzył się pchając mnie w stronę pokoju.
W końcu doszło do tego, że w czwórkę spaliśmy w jednym łóżku. Nie było to za wygodne, ale na pewno było mi o wiele cieplej. Cass napisałam sms'a, że wrócę po południu. Nie była zachwycona wizją spędzenia nocy w tym apartamencie sama, ale długo nie marudziła.

(...)

Wstałam najszybciej może dlatego, że nie byłam pijana w trupa jak reszta panów. Wyszłam z pokoju uważając by nikogo nie obudzić i usiadłam na kanapie w salonie nie wiedząc co robić dalej.
- Głodna? - podskoczyłam na głos Louis'a, który wyłonił się z kuchni z dwoma kubkami zdaje mi się herbaty. Podał mi ją i wrócił skąd przyszedł. Wstałam i pomaszerowałam za nim. Stał tyłem do mnie krojąc coś na desce.
Miał na sobie szare dresy, które zwisały luźno na jego biodrach i czarną bokserkę. Włosy miał rozczochrane jakby dopiero wstał. Może naprawdę dopiero wstał.
- Będziesz tak stać czy powiesz mi czy jesteś głodna? - spytał nawet się nie odwracając.
- Troszkę - powiedziałam niepewnie siadając na wysokim stołku.
- Lubisz kanapki z serem i pomidorem? Bo tylko to potrafię zrobić. - zaśmiałam się cicho mając nadzieję, że nie usłyszy. Nadal mnie przerażał.
- Oczywiście. - wzięłam łyk herbaty uważając by się nie poparzyć.
- Wygodnie ci się spało? - spytał dalej nie patrząc na mnie, za to byłam mu wdzięczna.
- Dość dziwacznie. Chris ciągle próbował się do mnie przytulić. - przyjrzałam się jego ramionom, które były całe wytatuowane. Dziwne, zwykle nie podobały mi się tatuaże, ale u niego wyglądały jak część niego. - Gdzie byłeś w nocy?
- U siebie. - mruknęłam coś niezrozumiałego nawet dla mnie i skupiłam się na herbacie. Po 5 minutach podniosłam wzrok by ujrzeć jego tęczówki wlepione w moje.

No to jest 5. Mam nadzieję, że podoba wam się to jak piszę. Liczę na dużo komentarzy, bo to strasznie motywuje ♥ Rozdział zadedykowany mojej kochanej Alex, która 
stwierdziła, że się uzależniła. Kocham Cię