czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 22

Miłość jest celem życia każdego człowieka, miłość jest jedyną możliwością na przetrwanie...

Nawet, gdy zamknę oczy mam go przed sobą. To jak mnie całuje, głaszcze mój policzek, pieści mój nos swoim. To wszystko mnie przerasta, ale nie chcę przestawać. Chcę trwać z nim tak do końca życia. Czuć jego zapach, jego dotyk od którego dostaje gęsiej skórki. Widzieć jego uśmiech i te piękne oczy. Słyszeć jego śmiech, jego anielski głos. Wczoraj chciałam go zabić, dziś nie wiem co bym bez niego zrobiła.
- Am... - Cass pstryknęła mi przed oczami wybudzając mnie z moich fantazji. Stałyśmy w ósmym dziś sklepie z bielizną nie mogąc nic dla siebie wybrać. Dokładniej Cass nie mogła, gdyż ja brałam wszystko co było choć trochę czarne, białe lub czerwone. Stawiam na klasyk. Moja przyjaciółka miała właśnie na sobie miętowy stanik zrobiony praktycznie z samej koronki, tylko pasek biegnący wzdłuż sutka zakrywał jej dość duże piersi. Do tego miętowe majtki coś ala bokserki, ale takie krótkie całkowicie prześwitujące. Umm... I jakieś frędzle zwisające po obu stronach jej szczupłych ud. Tak. Cass miała zupełnie inny gust co do bielizny niż ja.
- Słodko - uśmiechnęłam się uroczo.
- Ugh. To nie ma być słodkie, tylko seksowne. - przewróciła oczami.
- To czemu nie wybierzesz czegoś w seksownych kolorach?
- Proszę cię. Czerwień, czarny i biały to podstawowe kolory bielizny. Czym się tu wyróżnię?
- Może niczym, ale przynajmniej nie odstraszysz - puściłam jej oczko. Fuknęłą poirytowana chowając się za zasłoną. - To jak ci się układa z tym... jak on tam miał? - próbowałam sobie przypomnieć imię jej kochasia.
- Marcel?
- Co? A on nie miała na imię...
- Tak tak. Ma na imię inaczej, ale wszyscy mówią na niego Marcel. Mówię ci. Jest uroczy.
- Taa. Napewno - zaśmiałam się z jej głupoty. Rzaden chłopak nie jest uroczy. No może tylko jeden. Ale on, to wyjątek. Potrząsnęłam głową nie chcąc znów się rozmarzyć i założyłam buty. Cass w końcu wybrała granatową i fiołkową bieliznę. W przeciwieństwie do mnie, bo mi tego starczy do końca życia. Mieli ładne wyprzedaże. Podałam ekspedientce kartę i wpisałam kod. Po tem zapłaciła Cassie i wyszłyśmy ze sklepu.
- Twoi rodzice przysyłają ci kasę cały czas? - spytałam, gdy siadałyśmy w Starbucks'ie.
- Ta. Ale tylko do końca studiów.
- Jeszcze się nie zaczęły więc możesz szaleć - zaśmiała się i zamówiła dla nas cappucino. Po dłuższym zastanowieniu zamówiłam jeszcze tiramisu. Tak jakoś naszła mnie ochota. Cass podziękowała, gdyż 'nie chce przytyć'. - Misiek. Wiesz, że miałyśmy ci coś wybrać do szkoły do ubrania, a nie bieliznę?
- Kurde- pacnęła się ręką w czoło. - Wyczerpałam mój limit zakupowy na dziś. Ta bielizna kosztowała fortune - przygryzła wargę.
- Spokojnie. Wypijaj i pójdziemy coś kupić. Ja stawiam - wyszczerzyłam się ciesząc się z perspektywy uszczęśliwienia mojej przyjaciółki.
- Nie ma mowy - zaprotestowała.
- Jaki masz rozmiar spodni? - spytałam wstając.
- 36. A co?
- Zaraz wracam. Mam na myśli za pół godziny. - chciała znów się sprzeciwić, ale uciszyłam ją wkładając jej do buzi kawałek tiramisu i odeszłam od stolika. Weszłam do Cubus'a i znalazłam dla niej dwie pary zwykłych jeans'ów i czarny sweter ala nietoperz. Nabrałam jej jeszcze jakiś dodatków typu kolczyki, wisiorki itd. Ja nie przegapiłam okazji i kupiłam sobie nerdy.
Gdy wróciłam do stolika nie była sama. Siedział z nią jakiś brunet i trzymał ją za rękę. Podeszłam śmiało nie 'chcąc' im przerywać. Położyłam z impetem torbę przed nimi i uśmiechnęłam się słodko do intruza.
- Marcel, tak? - spytałam widząc jego zdziwienie. Wstał i podał mi rękę. Umm.. Naprawdę 'uroczy'.
- Ty musisz być Amanda. Am?
- Amanda - syknęłam. - Tylko dla bliskich Am.
- Am.. - Cass stanęła obok mnie.
- Nic się nie dzieje. Chcę go po prostu poznać.
- Raczej go odstraszasz - szepnęła mi do ucha. Wyszeptałam jej 'wiem' i pożegnałam się z Marcelem.
- To co, na nas czas - pociągnęłam ją za sobą.
- Umówiłam się z nim.
- Kiedy? - zatrzymałam się nagle.
- Umm. Teraz. Myślałam, że już kończymy zakupy.
- Ach - zdołało mi się wyrzucić. Cudownie.
- Nie jesteś zła?
- Nie, skąd że znowu. Jestem cholernie zła. O tak. To dobre określenie.
- Am.. ja
- Daj spokój - uciszyłam ją. - Narazie. - odeszłam od niej z ochotą przywalenia komuś. Zaśmiałam się choć wcale nie było mi do śmiechu. Przyjaciółka wolała jakiegoś frajera o de mnie. Nie wiedząc co ze sobą począc wykręciłam numer Lou z policzkami już mokrymi od łez.
- Am..
- Lou. Potrzebuję cię.
- Co się stało? - wyczułam zmartwienie w jego głosie.
- Gdzie jesteś?
- W pubie blisko twojego hotelu.
- Przyjdź do mnie za 10 minut. Proszę...
- Amanda, ale ja nie mogę...
- Okej - rozłączyłam się i wsiadłam do auta. No to jedziemy. Jak najdalej od tych fałszywców. Jak najdalej od moich wstrząśniętych uczuć. Jak najdalej od wszystkiego.

Soooł Sorry. Wiem, miało być w weekend, ale nie było czasu. Teraz mam go w nad miar więc będę pisać. Next chyba w sobotę. <3
Czytasz----> Komentujesz

5 komentarzy:

  1. Ej, no czemu ona się rozłączyła, nawet nie dała mu dojść do słowa !
    Czekam na nexta
    Mam nadzieję ze w sobotę ;)
    @oh_horan_

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe, czekam na następny :**

    OdpowiedzUsuń
  3. "Miłość jest celem życia każdego człowieka, miłość jest jedyną możliwością na przetrwanie..." - Jezu, jakie to piękne :')
    A rozdział super :)
    Czekam na nexta xx
    @JuliaKlove1D

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że dłuższy rozdział :P Zakochałam się w tej parze :D. Lou pewnie załatwił "brudne"' sprawy. Czekam na kolejny kochana :)
    @Mooooniczka

    OdpowiedzUsuń