środa, 26 lutego 2014

Rozdział 12

Był punktualnie. Ubrany tak jak zawsze, to znaczy czarna koszulka na krótki rękaw i jeansy. Muszę go o to spytać. Po jakiego grzyba wszyscy ubierają się tak samo. Burze włosów zaczesał do tyłu, ale dalej wyglądał bardzo interesująco. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i pomaszerowałam za nim do hotelowej restauracji.
- Na co masz ochotę? - spytał szczerząc się, gdy kelnerka podała nam Menu.
- Wybierz sam. Nie znam się na tym co jest tutaj dobre a co nie. - powiedziałam szczerze.
- Jak sobie życzysz - zaśmiał się zamawiając nam Parpadelle z kurczakiem w sosie śmietano-winnym. Brzmi okropnie, zwłaszcza ta część winna- mam dość alkoholu do końca życia, ale kiedy podano nam danie i go spróbowałam zwróciłam temu honor. W ogóle nie było czuć alkoholu co mnie ucieszyło, a potrawa była przepyszna. Chris pytał mnie na temat mojej pracy. Oczywiście nie powiedziałam mu " Hej, pracuje jako uwodzicielka i właśnie próbuje zabić twojego kumpla". O nie nie. Zwinne wyminęłam odpowiedź rzucając coś o biurowcu i sekretarce prezesa. Usatysfakcjonowała go moja odpowiedź, gdyż już więcej nie pytał.
- Co jest z wami? - pytam połykając kawałek kurczaka.
- Co znaczy? - upił łyk wody ze szklanki.
-Wszyscy nosicie takie same ciuchy. No, nie że dosłownie te same. po prostu macie jeansy i koszulki na krótki rękaw wy wszyscy. - zaśmiał się widocznie rozbawiony moim potokiem słów.
- Tak po prostu lubimy. - stwierdził dokańczając danie. Poprosił o rachunek i wyciągną kartę.
- Mogę zapłacić swoją część - ukazałam ząbki. Pokręcił przecząco głową. - Dlaczego?
- Ja cię tu wyciągnąłem. Ja płacę. - fuknęłam cicho. Od kiedy jestem taka miła. Adam'owi raz udało się mnie wyciągnąć do kina, a z nim poszłam na obiad. A no tak Michael, poprawka Ed kazał mi być miłą dla jego kumpli. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyliśmy do wyjścia.
- Idziesz dzisiaj do nas na imprezę? - pyta z nutką nadziei.
- O nie nie. Ci biznesmeni to sztywniaki. Nie ma mowy. - zmarszczyłam brwi - A po za tym jest poniedziałek.
- Każdy dzień jest dobry aby się bawić. A imprezę ja organizuje nie Lou więc nie będzie tych gości. Tomlinson też nie raczy się przyjść. - ciekawie. Ale niby czemu mam tam być skoro go nie będzie? W sumie wczoraj mnie pocałował i stwierdził, że mnie pragnie, a potem wyszedł. Wydaje mi się, że nie mam ochoty na razie z nim gadać, a lepszy kontakt z Chris'em, Math'em i Tay'em dobrze mi zrobi.
- Zgoda. Cass nie będzie musi przygotować się na studia.
- W porządku. Przyjechać po ciebie?
- To twoja impreza nie sądzisz, że nie powinieneś tam być? - uniosłam zdziwiona brew.
- Taaa... Masz rację. Wyśle po ciebie kogoś. O 21 zaczyna się więc...
- Nie. Jest okej. Po prostu daj mi adres. Sama się zjawię - w moim nowiutkim aucie od Ed'a. Dodałam w myśli chichocząc.
- Jak uważasz, ale wiesz że to żaden problem?
- Taa.. - ucięłam szybko przewracając oczami. Bądź miła, po prostu bądź miła. - Napisz mi sms'em adres. Dzięki za obiad - uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do apartamentu. Nie chciało mi się siedzieć do 21 w domu z na wpół przytomną Cass. Chyba przesadziłam zabierając ją tam. Jest taka nie winna. Nie powinna tyle pić. Postanowiłam ją obudzić, ale ku memu zdziwieniu właśnie wychodziła z łazienki w miarę ogarnięta.
- Hej śpiochu - pokazała mi język mówiąc 'cześć' i poszła do kuchni. - Wybieram się na małe zakupy, a o 21 idę na imprezę. Idziesz ze mną coś sobie kupić?
- Znowu idziesz na imprezę? Ja mam dość do końca mych dni.
- Dlatego właśnie nie proponuje ci pójścia ze mną. Przesadziłaś. Ja wypiłam jednego drinka a ty chyba z 6.
- Taa.. Może trochę - wzruszyła ramionami gryząc jabłko.
- Idziesz czy nie?
- Nope. Ja będę się lenić i może wyjdę z Joseph'em. - marszczę brwi nie wiedząc o czym mówi. A to ten 'pan uroczy' ze studiów.
- Jak tam chcesz. - rzucam. Wychodzę z apartamentu i zjeżdżam do parkingu podziemnego. Mój nowy Lancia Ypsilon stoi czekając aż wsiądę. Odpalam samochód i kieruje się do najbliższej galerii. Parkuje najbliżej wejścia, zamykam samochód i wpadam w zakupomanie. Jedyny plus mojej pracy jest taki, że A- mogę kupować co chcę na koszt Ed'a i B- ukazuje światu naiwność facetów.

(...)

Po 2 godzinnej wyprawie mam wszystko: białą zwiewną sukienkę - idealną na tutejszą pogodę, koronkową bieliznę - czarną, czerwoną, białą oraz miętową, jeansy i 2 obcisłe topy. W drodze powrotnej wstąpiłam na kawę do Starbucks'a. Usiadłam blisko okna obserwując ludzi śpieszących się do domu, do pracy, dzieci wracające z nie wiadomo skąd i pary nie oszczędzające sobie czułości nawet publicznie.
- Amanda - podskoczyłam słysząc moje imię tuż nad uchem. Ktokolwiek to jest jeszcze raz to zrobi, a mu przywalę. Siada koło mnie zabierając grzywkę z oczu.
- Louis - syknęłam. To nasze dziwne przywitanie nie zadziwiło tylko mnie, ale też kobiety przechodzące obok. Pił latte. A przynajmniej tak mi się wydaję.
- Jak ci się podobał wczorajsza impreza? - odezwał się po kilku minutach.
- Była... cóż... interesująca - odpowiedziałam szczerze. Tak, była interesująca i dziwna.
- W końcu to moja impreza. - wzruszył ramionami.
- Oh.. - udało mi się tylko wydusić na jego pewny siebie ton.
- Chris zaprosił cię na jego żałosną balangę? - spojrzał na mnie zimno.
- Tak i wydaje mi się, że będzie fajnie.
- Fajnie? - prychnął.
- Tak, fajnie - odpowiadam spokojnie.
- Mylisz się nie będzie fajnie, bo mnie tam nie będzie - okej, on jest jakiś pogmatwany bardziej niż myślałam.
- Cóż... I tak zamierzam tam pójść.
- Się rozumie. - kpi ze mnie?
- Nie rozumiem twojego nastawienia. - oburzam się.
- Więc miłej zabawy Black - szepczę mi do ucha i wychodzi.

Next będzie w piątek.
Czytasz ---> Komentujesz

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 11

Czytasz ---> Komentujesz ( pod tym rozdziałem napiszcie czy czytacie jeśli nie komentujecie chcę wiedzieć )

(...)

Rano obudziłam się z strasznym bólem głowy. Ludzie ja prawie nie pijam, a tu po jednym drinku takie coś?! Przekręciłam się na bok w poszukiwaniu telefonu. Wybiła 14.00, czas wstawać. Miałam 2 nieodebrane połączenia od Adam'a, 1 od Chris'a oraz esemes. "Ej słońce idziesz dzisiaj ze mną na obiad? Chris". Odpisałam ładnie "tak" i wykręciłam numer byłego. Odebrał po 3 sygnale.
- Czemu nie odbierałaś? - spytał zdenerwowany. Westchnęłam teatralnie po czym podążyłam ospale do kuchni.
- Bo spałam.
- Jest 14.00.
- A ja spałam - powtórzyłam poirytowana.
- Do tej godziny?
- Tak. Późno wróciłam z imprezy.
- Jakiej imprezy? - wiedziałam, że przeczesuje włosy ręką. Zawsze to robił, gdy się denerwował.
- Nie ważne. Co chciałeś? - upiłam łyk wody siadając na krześle.
- Otwórz drzwi - powiedział tylko i się rozłączył. Co?! Jakie drzwi do cholery jasnej. Nie pewnie przekręciłam zamek i uchyliłam wrota. Wmurowało mnie. Prze de mną stał nie kto inny jak Adam z tym swoim uśmiechem.
- Co ty tu robisz? - nie takiej reakcji się spodziewał, ale miałam to w moim szanownym poważaniu.
- Mnie też miło cię widzieć - rozchylił ramiona czekając aż się w nie wtulę. Nie zrobiłam tego. - Czyli to prawda - pokręcił głową nie dowierzając. - Dlaczego?
- Dlaczego co? - wywróciłam oczami.
- Jesteś zwykłą dziwką Am! - wydarł się. Zakryłam ręką jego usta wciągając go do apartamentu. Tego mi było trzeba aby wparował i wydzierał się na korytarzu.
- Nie jestem dziwką - pchnęłam go na kanapę.
- A jak wyjaśnić to że sypiasz z różnymi typami za kasę?! A ja się dziwiłem czemu nie chcesz ze mną tego zrobić. Ty już po prostu nie jesteś czysta.
- Nic nie wiesz - w moim wnętrzu zbierała się coraz większa złość.
- Wszystko wiem. - rzucił oskarżycielsko.
- Z nikim nie spałam.
- Oh.. tak  jasne. Tylko z nimi "rozmawiałaś" - fuknął pod nosem wstając.
- Nie muszę ci się tłumaczyć.
- Byliśmy razem, chyba należą mi się wyjaśnienia.  - przycisnął mnie lekko do ściany.
- Ty ze mną byłeś. Nie ja z tobą. - wybuchnęłam nie myśląc co mówię - Nigdy cię nie kochałam. Może jak brata, ale nic więcej. Nie chciałam układać sobie z tobą przyszłości. Chciałam już od dawna się od ciebie uwolnić. Wyjazd tylko to przyspieszył. Więc nie wyskakuj mi, że byliśmy razem więc masz prawo wiedzieć. Nie masz prawa. Nic o mnie nie wiesz! - oddychałam ciężko czując w kącikach oczu zbierające się łzy. Poczułam wibracje w spodenkach. Telefon wybawił mnie z krępującej sytuacji. Czując na sobie smutne spojrzenie Adam'a powędrowałam do kuchni.
- Hej kocie - usłyszałam słodki głos Chris'a. Wytarłam łzy powstrzymując się od szlochu. Ja NIE płaczę.
- Hej - odpowiedziałam smutno.
- Co jest? - jednak wyczuł.
- Nic - wymusiłam śmiech, ale bardziej to zabrzmiało jak szloch hieny. O ile hieny szlochają.
- Słysze, że coś jest ale nie chcesz to nie mów. - usłyszałam kroki i smutny obraz Ad'a pojawił się koło blatu. - Wpadnę po ciebie za 30 minut. Okej?
- Jasne - uśmiechnęłam się - Do zobaczenia.
- Paa - rozłączyłam się i położyłam komórkę na lodówce. Podniosłam wzrok by zmierzyć się z jego przenikliwym, pustym spojrzeniem.
- Chodź - przełknęłam głośno ślinę i zaprowadziłam go do siebie dziwiąc się jak głęboko śpi moja przyjaciółka. Usiadł na łóżku oddychając ciężko. - Musisz mi uwierzyć. Nie jestem dziwką. Nigdy nią nie byłam i nie zamierzam być. Pomagam w zbawieniu do hotelu pewnemu mężczyźnie za co on pomoże mi się wybić w modelingu - Z tym modelingiem skłamałam, ale może powinnam spróbować - Nie chciałam cię skrzywdzić - no może trochę. Patrzał się na mnie cały czas, a ja wyczekiwałam jego reakcji.
- Boli mnie tylko to, że zrobiłaś to aby się wybić - uśmiechnął się słabo - Przytulisz ostatni raz?
- A nawet dam całusa - cmoknęłam go szybko w policzek i zajęła miejsce w tak znanych mi ramionach.

(...)

Kiedy wyszedł miałam 15 minut na wyszykowanie się na obiad. Spięłam włosy w luźnego koka i zrobiłam lekki makijaż przed czym oczywiście wzięłam prysznic oraz umyłam ząbki.
Cassie nadal spała co mnie lekko zaniepokoiło, ale nie chciałam jej budzić. Zostawiłam jej kartkę w kuchni gdzie się znajduję i wybrałam strój. Wyglądałam całkiem całkiem jak na kilkanaście godzin po imprezie. Czerwonowłosy był punktualnie.


niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 10

Uklękłam koło niego patrząc na jego przymknięte oczy. Opuszkami palców przejechałam po rozwalonych kostkach co spowodowało jego syknięcie. Jako, że miałam ze sobą tylko sukienkę użyłam jej. Delikatnie wycierałam rany. W pewnym momencie zabrał mi ręce i spojrzał na mnie gniewnie.
- Po co to robisz? - spytał nerwowo.
- Co? - przekręciłam głowę na bok. Pokręcił głową sam sobie jakby zaprzeczając po czym wstał i wyszedł do pomieszczenia obok, co gdy poszłam za nim okazało się łazienką. Stał koło rozwalonego lustra grzebiąc w małym koszyczku z lekami. Popchnęłam go na kant wanny aby usiadł co skomentował fuknięciem. Wyjęłam wodę utlenioną, waciki oraz bandaż i zajęłam się jego raną.
- Umiem o siebie zadbać - no właśnie widzę.
- Daj sobie pomóc i zamknij jadaczkę. - moje słowa na chwilę podziałały, bo wpatrywał się tylko we mnie milcząc. - Czemu to zrobiłeś? - spytałam wyciągając kawałki luster. Syknął cicho zamykając oczy.
- Nie wa...
- Odpowiedz - przerwałam mu cicho. Przewrócił oczami.
- Z nerwów - stwierdził pewnie.
- Jesteś nachlany. Jakich nerwów? - zaśmiałam się z jego wypowiedzi co go z lekka zdenerwowało.
- Nie jestem nachlany. Czemu tak uważasz?
- Bo... Ech. Nie ważne - obandażowałam powoli jego dłonie po czym usiadłam obok niego.
- Dlaczego jesteś w stroju kąpielowym? - zlustrował moje ciało.
- Pływałam z Chris'em. - westchnęłam spoglądając na jego dłonie.
- Czemu ze mną rozmawiasz?
- Nie rozumiem - podniosłam brew zdziwiona.
- No bo ja jestem dla ciebie nie miły, a ty i tak ze mną rozmawiasz.
- Może czuję, że muszę - raczej Ed mi karze. Tak to bym dawno zajęła się kimś innym.
- Nie możesz tak czuć - zaśmiał się cicho. - Nie możesz. - Wstałam powoli i oparłam się o ścianę. Był tuż koło mnie nachylając się na de mną. - Naprawdę nie chce, żebyś tak czuła - tak pewnie jak to powiedział wpił się w moje usta żądając dostępu do środka. Umożliwiłam mu go bez chwili wahania, a on coraz bardziej napierał na mnie swoim ciałem. Coś metalowego wbiło mi się w plecy i aż syknęłam z bólu. On był za bardzo pochłonięty pocałunkiem by to zauważyć, ale gdy jęknęłam nie wytrzymując odsunął się o de mnie.
- Przepraszam - spuścił głowę. Musnęłam delikatnie jego usta, a on oparł moje czoło o swoje. - Obrzydza mnie to pragnienie Ciebie - zaśmiał się cicho. Pocałował mnie delikatnie ostatni raz po czym wyszedł trzaskając drzwiami. A więc wróciliśmy do początku. Co takiego jest z tym facetem nie tak?!

(...)

Znalazłam jakiś ręcznik obok umywalki i osuszyłam się nim chodź już wcale nie byłam mokra. Nie miałam w co się ubrać więc zeszłam na dół aby znaleźć czerwonowłosego. Dalej siedział w ogrodzie, a przecież kazałam mu zająć się Cass.
- Czemu nie jesteś ubrana? - spytał szczerząc się.
- Umm... Nie chce ubierać sukienki. Masz może coś. - potrząsnął przecząco głową. - Tak w ogóle to gdzie jest Tay i Matt? - spytałam.
- Musieli coś załatwić - błysk w jego oku dał mi jasno do zrozumienia, że pod COŚ kryje się niezbyt legalne COŚ. Uśmiechnęłam się tylko i wyjęłam mój telefon z jego ręki. Jak on się tu znalazł?
- Mogę wiedzieć skąd masz mój telefon? - zmrużyłam oczy.
- Znalazłem w kuchni - ech... zapomniałam go stamtąd zabrać. Dobrze, że on go znalazł. Wykręciłam numer taryfy, którą sobie wpisałam popołudniu do telefonu. Ładnie podałam adres i się rozłączyłam.
- Mogłem cię odwieźć przecież - stanął chwiejąc się na nogach.
- Śmieszny jesteś.
- Czemu niby? - uniósł zabawnie brwi.
- Jesteś nachlany perełko - pogłaskałam go po głowie.
- Wcale nie - zachichotał jak mała dziewczynka.
- Owszem - dałam mu całusa na pożegnanie i ruszyłam w poszukiwanie Cass i do wyjścia.

Czytasz= Komentujesz <3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 9

Uśmiechnęłam się na jego słowa i ciągnąc go za sobą powędrowałam w stronę kuchni. Zrobił mi drinka, a ja szybko go wypiłam. To był zły pomysł, gdyż było mi z lekka nie dobrze, ale nie dałam po sobie tego poznać. Przypatrywał mi się intensywnie, gdy ja schodziłam z blatu. Pociągnęłam go na parkiet gdzie nikt praktycznie nie tańczył. DJ postanowił zwolnić, jak na złość.
Zawiesiłam ręce na jego szyi, a on nie pewnie objął moją talię pozostając na bezpiecznej odległości.
- Bliżej - szepnęłam mu do ucha. Spiął się cały nie stosując się do moich zaleceń. Spojrzałam na jego przymrużone oczy i otarłam kciukami jego spiętą szyję. Rozluźnił się lekko i uśmiechnął słabo podchodząc bliżej. Utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy przez cały czas. Bujaliśmy się w rytm muzyki obserwowani przez jego kolegów. Gładził dłonią moje biodra widocznie czując się pewniej. Wtuliłam głowę w zagłębienie między ramieniem a szyją i wypuściłam od dłuższego czasu wstrzymywane powietrze. Oparł brodę o moją głowę i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. To było dziwne, wczoraj miał momenty kiedy chciał mnie zabić, przed wczoraj się nie znaliśmy, a dzisiaj tańczymy wtuleni w siebie. Co jest z tym gościem nie tak?!
Kiedy piosenka się skończyła rozejrzałam się nerwowo po pomieszczeniu. Wszyscy patrzyli się na nas. Jedni z pogardą, drudzy z zadowoleniem, a trzeci z podnieceniem? Kilka pań pożerało mojego partnera wzrokiem co mnie wcale nie dziwiło. W tłumie dostrzegłam Ed'a  uśmiechającego się triumfalnie. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam za siebie gdzie przed chwilą stał Louis. Zniknął.

(...)

Nie widziałam go od 10 minut. Siedziałam sama w kuchni popijając cole, bo naprawdę nie miałam ochoty na nic mocnego. Bujałam nogami w tą i z powrotem niczym mała dziewczynka na huśtawce.
- Widziałaś jaki ładny ma ogród? - moją wewnętrzną ciszę przerwał głos Cass. Impreza jej się widocznie spodobała, bo szczerzyła się jak głupia do sera albo po prostu była już wstawiona. Obstawiam to drugie, gdyż ta parapetówka to był zlot gangsty z króliczej nory.
- Ta.. - bąknęłam nie zbyt zainteresowana. Usiadła koło mnie na blacie sięgając po moją cole.
- Chris mówił, żebyś przyszła. Jest koło basenu - zachichotała. - Serio. Ma niezły tyłek.
- Też tak myślę - poklepałam ją po ramieniu i ruszyłam na zewnątrz. Odetchnęłam z ulgą, gdy chłodne powietrze otuliło moją twarz. Stał koło schodków do zbiornika z wodą w samych kąpielówkach. A niech spróbuje mi...
- Rozbieraj się - ech... zdążyłam pomyśleć. A nie sorry, nie zdążyłam.
- Nie proszę Chris - zaśmiałam się.
- Jeśli nie masz stroju możesz kapać się na go. - wyszczerzył się w diabelskim uśmiechu.
- Nie trzeba - zsunęłam ze stóp obcasy, a on pomógł mi z odpięciem sukienki. Na szczęście pomyślałam o stroju.
- Mmm... - zamruczał po odkryciu mojego ciała. Fuknęłam pod nosem i jednym zamaszystym ruchem wepchnęłam go do basenu. Niestety cwaniak pociągnął mnie za dłoń i wpadłam zaraz za nim. Wyłowił mnie i jakby bez żadnego wysiłku usadowił na brzegu basenu. - I co teraz? - oparł się z dwóch stron moich bioder. Wyczułam od niego zapach wódki. Ech... Nachlał się już. Wszystko jasne.
- No nic. - uśmiechnęłam się. Zaraz... uśmiechnęłam się. Szczerze się uśmiechnęłam. To dziwne.
- Louis z tobą tańczył? - spytał lekko speszony.
- Mhm... - oplotłam go w talii nogami. Kąciki jego ust uniosły się do góry po tym geście i już o nic nie pytając pociągnął mnie do wody. Chlapaliśmy się jak małe dzieci. Ludzie patrzeli się na nas z politowaniem, ale mnie to nie przeszkadzało.
- Gdzie znajdę ręcznik? - spytałam wychodząc ze zbiornika. Znalazł się tuż koło mnie z grymasem niezadowolenia.
- Już idziesz? - zmarszczył czoło.
- Z imprezy nie. Ale chcę się osuszyć. - dotknęłam ręką jego mokrych czerwonych włosów. Zamruczał zachęcając do kontynuacji. - To gdzie je znajdę?
- N górze w którymś z pokoi, pójdę z tobą - uśmiechnął się.
- Nie trzeba. Zajmij się Cass. - zostawiłam go tam i pomaszerowałam z moimi ciuchami na górę. Na pietrze znalazłam pełno pokoi. Otwierałam wszystkie po kolei, ale nie mogłam ich znaleźć. Pchnęłam przed ostatnie drzwi i ujrzałam ciemny pokój urządzony w nowoczesny sposób.  Na ogromnym łóżku ktoś siedział. Podeszłam bliżej dopóki księżyc nie rzucił blasku na jego twarz i zakrwawione ręce.
- Louis? - szepnęłam ledwie słyszalnie.

A więc. Podoba się lub nie daj kom i zachęć do dalszego pisania <3



środa, 12 lutego 2014

Rozdział 8

- Idziesz dzisiaj ze mną na imprezę. - bardziej stwierdziłam niż zapytałam siadając na przeciwko przyjaciółki, gdy ten ciołek już poszedł. Tak jak się spodziewałam nie posprzątał potłuczonego naczynia. Cass to zrobiła.
- Firmowa impreza? - spytała podnosząc jedną brew z nad książki.
- Nope - uśmiechnęłam się złowieszczo. - Kolega przyjedzie o 20.00. Organizuje imprezę. I nas zaprasza. - ten pomysł widocznie jej pod pasował, uśmiechnęła się słodko i odłożyła lekturę na bok.
- Super.

(...)

Ubrałam szpilki i byłam gotowa. Cassie miała większy problem, gdyż przez pół godziny szukała buta, którego nie wzięła z San Jose przez co miała mniej czasu.
- Gotowa. - krzyknęła o 19.55. Ja już siedziałam na kanapie zastanawiając się czy Chris zadzwoni po nas na mój numer czy ja mam zadzwonić. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy telefon za wibrował. Bez namysłu odebrałam go.
- Jesteś już? - padło moje pierwsze pytanie. Przez chwilę po drugiej stronie była cisza, ale w końcu odezwał się zachrypnięty głos, którego miałam nadzieję do końca życia nie słyszeć.
- Ale, że gdzie mam być? - spytał zdziwiony Adam. Cholera jasna. Akurat teraz.
- Nie nigdzie. Co chcesz? - może niezbyt przyjaźnie to zabrzmiało, ale naprawdę się starałam.
- Czemu nie odbierałaś ani nie odpisywałaś na sms'y? - dobre pytanie. Sama nie wiem, ale tego mu nie powiem.
- Byłam zajęta.
- Nowym chłopakiem?! - zazdrość przebiła się przez jego struny głosowe.
- Co? Nie. Pracowałam - to akurat nie było kłamstwo, czysta prawda. - Muszę kończyć.
- Am?
- Hmm? - byłam coraz bardziej poirytowana, a co jeśli Chris się do mnie będzie dobijał?! Wybrał sobie moment.
- Tęsknie za tobą - ech... I co miałabym powiedzieć? "Ja też?". Przecież ja nie tęskniłam. Nie. Ani trochę.
- Cieszę się. - chyba nie tego oczekiwał, ale teraz nie mam ochoty się w to bawić. - Słuchaj Adam ja muszę kończyć. Zadzwoń kiedyś tam. - Albo nigdy. A ostatnie co usłyszałam zanim się rozłączyłam to "Jutro biorę pierwszy lot i przylatuje... ". No to super. Mam nadzieję, że nie uda mu się mnie znaleźć. A nie sorry, moja mam to niezła gaduła. Już po mnie. Właśnie. Muszę do mamy jutro zadzwonić. Za nią akurat się stęskniłam i to bardzo.

(...)

Wsiadłam na tylne siedzenie białego Jeppa uważając na to aby się nie wywalić i zapięłam pas. Cass usiadła tuż obok mnie. Chris wyglądał dość atrakcyjnie. Jego burza czerwonych włosów była niczym burza czerwonych włosów. Ubrany był dość normalnie. Jeansy, trampki z tego co zauważyłam i czarna koszulka. Czy wszyscy ze środowiska Lou tak się ubierają? No nie ważne. I aby wszystko przypieczętować zabójczy uśmiech, który pojawił się wraz z moimi krokami w jego stronę.
- Cassie, tak? - zerknął w lusterko aby przypatrzeć się mojej słodkiej przyjaciółce w skąpej sukience.
- Cass. Mów mi Cass - poprawiła grzecznie. Wierciła się na fotelu jakby miała jakieś owsiki w tyłku co skomentowałam śmiechem.
- A więc Cass trzymaj się blisko nas inaczej zginiesz w tłumie - zaśmiał się melodyjnie i skupił się na jeździe.
- Jasne - mruknęła i do końca jazdy się nie odzywała. Ja dowiedziałam się, że to będzie w domu Louis'a i będzie tam pełno "biznesmenów" i innych takich. A i Ed mi napisał, że też tam będzie aby zobaczyć moje postępy.
- Wysiadka - oznajmił, gdy ja prawie zasypiałam. Wynurzyłam się z samochodu i żwirową drogą ruszyłam do furtki.
- Louis mieszka sam? - spytałam po chwili ciszy przerywanej dudniącą muzyką.
- Tak - zaśmiał się. - Lubi, jak to powiedzieć? Mieć dużo przestrzeni osobistej.
- Umm... To zrozumiałe. - odwróciłam się, gdy wchodziliśmy do białej willi w stronę Cass i chwyciłam ją za rękę. Uśmiechnęła się słabo.
- Uważaj - szepnęłam i zaśmiałam się zachęcająco. Weszłyśmy zaraz za Chris'em do zatłoczonego pomieszczenia, który pewnie służył jako korytarz. Teraz był wypełniony spoconymi ciałami, głównie facetów. Było tu mało, nawet strasznie mało dziewczyn więc wzbudziłyśmy niezłe zainteresowanie wśród płci przeciwnej.
- Louis jest tam - wskazał na chłopaka, wyglądającego tak a pro po zabójczo opierającego się o blat kuchni z drinkiem.
- Nie sądzę by był do mnie przyjaźnie nastawiony - szepnęłam do niego, tak naprawdę powiedziałam, ale muzyka sprawiła iż mój głos brzmiał jak szept. On się tylko zaśmiał kpiąco.
- On nie zaprasza na swoją imprezę nie mile widzianych ludzi. - popchnął mnie zachęcająco w jego stronę obiecując zajęciem się Cass i zniknął z nią w tłumie. Podeszłam już pewniej do niego. Gdy mnie zauważył między jego oczami pojawiła się głęboka zmarszczka. Przestanęłam z nogi na nogę stając przed nim i uśmiechnęłam się uroczo.
- Dobry wieczór Amando - że co kurna?! Dobry wieczór? Skąd on się wziął. Chyba za dużo wypił.
- Cześć Louis - spojrzałam na jego oczy upewniając się czy nie zmieniły barwy, ale nie wszystko było w porządku.
- Podoba ci się impreza? - spytał tak nagle.
- Ugh... Jest interesująca. Dużo tu mężczyzn.
- To impreza specjalnie dla ważnych osób z mojego środowiska pracy - ach tak. Z przestępczego środowiska pracy.
- Umm... Okej. To ja może pójdę z kimś zatańczyć - odwróciłam się na pięcie i chciałam ruszyć w tłum, ale silna ręka zatrzymała mnie w pół kroku i przyciągnęła bliżej siebie.
- Nie napijesz się ze mną?
- Nie mam ochoty pić - wzruszyłam ramionami próbując pozbyć się mrowienia towarzyszącego z jego ciepłym oddechem na moim karku.
- Tylko jeden - odwróciłam się i spojrzałam w jego niebiesko-zielone tęczówki.
- Pod jednym warunkiem - zmrużyłam oczy.
- Słucham. - oparł się o blat upijając łyka swojego napoju.
- Zatańczysz ze mną - posłałam mu wyzywający uśmiech i oczekiwałam jego reakcji.
- Nie - stwierdził stanowczo chowając się przed moim wzrokiem.
- To nie - oddaliłam się powolnym krokiem przez napalonych na wszystko co się rusza gangsterów. Skręciłam na taras i schodkami zeszłam do ogrodu. Tam czekała na mnie miła niespodzianka.
- Jak ci idzie złotko? - spytał mój szef przyłączając się do mojego spacerku.
- Słabo? - wypuściłam powietrze z płuc nabierając nowego, zimnego.
- Postaraj się - potarł palcami skronie.
- Staram się - fuknęłam poirytowana.
- To staraj się bardziej. Będę cię obserwował. - odszedł powolnym krokiem do grupki facetów stojących przy basenie. Nabrałam jeszcze kilka głębokich wdechów i wróciłam do środka. W wejściu zatrzymał mnie pan gospodarz. Uśmiechnęłam się na co on odpowiedział poddenerwowanym uśmiechem.
- Zgoda. Jeden taniec.

Wybaczcie kochani najmocniej ale nie miałam czasu ani neta aby dodać rozdział. Przepraaaaszam. Zostawcie coś po sobie i zachęcajcie do czytania. To dla mnie wiele znaczy <3 A no i chce ktoś dedykacje? xx

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 7

Drzwi od windy rozsunęły się i usłyszałam charakterystyczny dźwięk. Zdjęłam obcasy i otworzyłam kartą drzwi od apartamentu. W salonie było jakoś dziwnie głośno. Odłożyłam torebkę na komodę i powędrowałam w stronę hałasu. Na kanapie siedziała Cass z Ed'em i w najlepsze gawędzili. Nawet nie zauważyli mojego nadejścia.
- Co ty tu robisz? - powiedziałam poirytowana. Ma się trzymać z daleka od mojej przyjaciółki. Pijawka jedna. Dziwne porównanie, ale trafne. Collins potrafił "przyssać" się do kogoś i trudno było się go pozbyć.
- No w końcu - wstał uradowany podchodząc chcąc się przywitać. Zrobiłam znaczący krok do tyłu i spotkałam się z jego zimnym spojrzeniem. - Cass się mną dobrze zajęła, nie musisz się martwić. - ten głupkowaty uśmieszek działam mi na nerwy.
- Pierwszy i ostatni raz się tobą zajęła. - pociągnęłam go do kuchni unikając ciekawskiego spojrzenia przyjaciółki.
- Zostałaś u niego na noc. Czyli rozumiem, że po kłopocie - klasnął zadowolony w ręce. Wybuchnęłam śmiechem co go z lekka zdziwiło. - Co?
- Nie jest po żadnym kłopocie. To jego koledzy zabrali mnie na noc, a on mi tylko wyrządził krzywdę psychiczną jak i fizyczną. - prawie, że wrzasnęłam. Zmarszczył brwi lustrując moją twarz.
- Uderzył cię? - mało go to obchodziło, ale jego udawana troska brzmiała bardzo wiarygodnie. Może naprawdę się martwił. A nie czekaj.... Moje ciało musi być nieskazitelne. Wszystko jasne. Pokazałam mu nadgarstki.
- Drobnostka - fuknęłam. Zgromił mnie wzrokiem i wyszedł z pomieszczenia. Wrócił po chwili z moją kosmetyczką.
- Trzeba to zatuszować. Nie możesz się tak pokazywać. - wyciągnął z niej fluid i roztarł go na mojej skórze. Po siniakach nie było śladu. Magia. - No dobra więc na czym stoimy? - usiadł na stołku koło mnie. - Czekaj... Ty byłaś u niego.
- Nie u ...
- Na tyle blisko aby go zabić.
- Tak ale... - przerwał mi znowu.
-  I go nie zabiłaś - wrzasnął tak nagle, że aż podskoczyłam.  - Czemu tego do cholery nie zrobiłaś?! -Bo nie potrafiłam! Oczywiście tego nie powiedziałam.
- Miałam go uwieść, miał mi zaufać. Nic nie mówiłeś, że mogę bez tego go zabić. - wymówka słaba, ale jednak jest. Jako, że jestem blondynką biorą mnie często za głupią więc nie miałam problemu w udawaniu takiej.
Złapał się za głowę i porcelanowa miska wylądowała na podłodze. Odskoczyłam do tyłu nie chcąc się pokaleczyć w gołe stopy. Spojrzał na mnie wściekły i opadł z powrotem na krześle. Dziwne, że Cassie nie zaalarmował dźwięk tłuczonego szkła, ale mniejsza o to.
- Zaprosił mnie dzisiaj na imprezę. Załatwię to. - wypuściłam wstrzymywane od kilku chwil powietrze i poszłam do siebie. Te szkło sam pozbiera.

Tak wiem, beznadzieja. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie :C Zostawcie jakąś opinię, proszę <3

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 6

Trwaliśmy tak przez chwilę po czym odwrócił wzrok i podał mi talerz. On mnie co raz  bardziej denerwuje, czemu nie może po prostu rzucić się na mnie jak reszta i po sprawie. Nie mogłam go rozgryźć. Przygryzłam wargę i skupiłam się na kanapkach. Musiałam jakoś zacząć rozmowę, ale do cholery nigdy nie musiałam tego robić więc nie wiedziałam jak. Zanim zdążyłam coś powiedzieć wyszedł z kuchni zostawiając mnie samą.

(...)

Wrócił za 5 minut kiedy ja już siedziałam w salonie.
- Muszę cię ostrzec - usiadł na przeciwko mnie, na fotelu.
- Tak? - uniosłam jedną brew. Zaśmiał się pod nosem sama nie wiem z jakiego powodu i westchnął ciężko.
- Chłopaki są całkiem inni na trzeźwo.
- Jaśniej proszę - podniosłam z frustracją ręce, na co on przewrócił oczami.
- Mogą być nie mili. - bardziej niż ty? To tak się da? Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, ale naprawdę miałam ochotę mu to wykrzyczeć. Rozciągnęłam się ospale i skupiłam na nim swoją całą uwagę.
- Odwieziesz mnie? - zauważyłam błysk rozczarowania w jego oku, ale zaraz zniknął kiedy spojrzał na mnie obojętnie. Wstał i wyszedł trzaskając frontowymi drzwiami. Dokładnie nie wiedziałam co to znaczy, ale zakładałam, że TAK. Wyszłam za nim najpierw nakładając szpilki. Mmm... Dresy i szpilki. Wyśmienicie. Opierał się o maskę swojego samochodu. Podeszłam do niego tupiąc obcasami o podjazd. Stał nie wzruszony zagradzając mi wejście do środka.
- To jak? - spytałam krzyżując ręce na piersi. Patrzał na mnie przez chwilę po czym odepchnął się od boku samochodu i najnormalniej w świecie wsiadł do niego. Co do cholery jest z tym facetem?!
Wciągnęłam głośno powietrze i wsiadłam do środka. Podałam mu adres i ruszyliśmy. Podróż nie była długa, ale męcząca. Nie pod względem fizycznym, ale psychicznym. Między nami panowała niezręczna cisza przerywana moim kasłaniem. Chyba się rozchoruje.
Miałam go uwieść, ale przecież już nigdy więcej go mogę nie spotkać. Myślałam nad tym co zrobić kiedy w końcu się odezwał.
- Umm... To wczoraj. Umm... No.... Wyrządziłem ci krzywdę? - wydukał. Spojrzałam na swoje posiniaczone nadgarstki, ale czując jego wzrok na sobie uniosłam głowę aby tego nie zauważył. Czemu nie skupiał się na drodze?! A no tak. Jesteśmy na miejscu.
Zorientowałam się, że cały czas czeka na moją odpowiedź więc potrząsnęłam głową i chwyciłam za klamkę.
- Nie. - chyba wolałby abym się rozwinęła, ale co ja niby miałabym powiedzieć. No nie i tyle. To znaczy tak, ale nie mogę mu powiedzieć, że zrobił mi krzywdę to by było nie miłe. "Ale ty jesteś nie miła!" - odezwał się głos w mojej głowie. Ja serio byłam nie miła więc dlaczego miałam opory.
- Pokaż mi rękę - jego spokojny głos zwrócił mi świadomość. Wpatrywał się we mnie przeszywającym, zimnym jak lód spojrzeniem.
- Co? - po co mu moja ręka? Przymknął oczy widocznie poirytowany i sięgnął po moją dłoń odkrywając spod bluzy Chris'a mój nadgarstek. Wciągnęłam zbyt głośno powietrze kiedy przejechał po nim palcami, dotykając obolałego miejsca.
- Zrobiłem ci krzywdę. - potrząsnął głową nie wierząc w to co widzi. Zabrałam swoją rękę i otworzyłam drzwi wysiadając.
- Em.. No trochę, ale jest okej. Więc... - wyszedł z samochodu po czym go obszedł stając prze de mną.
- Chris cię polubił. Dałabyś się namówić na imprezę z ważnymi osobami, z branży aby go lepiej poznać? - bliżej Chris'a? Nie. Bliżej Tomlinsona. Posłałam mu półuśmiech.
- Jasne. Kiedy?
- Dzisiaj wieczorem. - um.... Cassie się zezłości.
- No okej, ale mogę wziąć przyjaciółkę? - widocznie nie był z tego zadowolony, ale skinął głową na znak zgody.
- Chris przyjedzie po ciebie i twoją koleżankę o 20.00. - odszedł nie kłopocząc się nawet o numer.
- Ej Louis. - spojrzał na mnie otwierając drzwi.
- Jak się z nim skontaktuje bez numeru?
- Mam twój numer. - a skąd niby?! - Wpisałem sobie z twojej komórki. Ty też mój masz. - odpowiedział na moje niezadane pytanie. Wzruszyłam nie pewnie ramionami po czym odwróciłam się i powędrowałam do hotelu.

Licze na komy <3 Jeśli się podoba to rozgłaszajcie wśród znajomych jeśli możecie. To dla mnie ważne. ily <3