wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 7

Drzwi od windy rozsunęły się i usłyszałam charakterystyczny dźwięk. Zdjęłam obcasy i otworzyłam kartą drzwi od apartamentu. W salonie było jakoś dziwnie głośno. Odłożyłam torebkę na komodę i powędrowałam w stronę hałasu. Na kanapie siedziała Cass z Ed'em i w najlepsze gawędzili. Nawet nie zauważyli mojego nadejścia.
- Co ty tu robisz? - powiedziałam poirytowana. Ma się trzymać z daleka od mojej przyjaciółki. Pijawka jedna. Dziwne porównanie, ale trafne. Collins potrafił "przyssać" się do kogoś i trudno było się go pozbyć.
- No w końcu - wstał uradowany podchodząc chcąc się przywitać. Zrobiłam znaczący krok do tyłu i spotkałam się z jego zimnym spojrzeniem. - Cass się mną dobrze zajęła, nie musisz się martwić. - ten głupkowaty uśmieszek działam mi na nerwy.
- Pierwszy i ostatni raz się tobą zajęła. - pociągnęłam go do kuchni unikając ciekawskiego spojrzenia przyjaciółki.
- Zostałaś u niego na noc. Czyli rozumiem, że po kłopocie - klasnął zadowolony w ręce. Wybuchnęłam śmiechem co go z lekka zdziwiło. - Co?
- Nie jest po żadnym kłopocie. To jego koledzy zabrali mnie na noc, a on mi tylko wyrządził krzywdę psychiczną jak i fizyczną. - prawie, że wrzasnęłam. Zmarszczył brwi lustrując moją twarz.
- Uderzył cię? - mało go to obchodziło, ale jego udawana troska brzmiała bardzo wiarygodnie. Może naprawdę się martwił. A nie czekaj.... Moje ciało musi być nieskazitelne. Wszystko jasne. Pokazałam mu nadgarstki.
- Drobnostka - fuknęłam. Zgromił mnie wzrokiem i wyszedł z pomieszczenia. Wrócił po chwili z moją kosmetyczką.
- Trzeba to zatuszować. Nie możesz się tak pokazywać. - wyciągnął z niej fluid i roztarł go na mojej skórze. Po siniakach nie było śladu. Magia. - No dobra więc na czym stoimy? - usiadł na stołku koło mnie. - Czekaj... Ty byłaś u niego.
- Nie u ...
- Na tyle blisko aby go zabić.
- Tak ale... - przerwał mi znowu.
-  I go nie zabiłaś - wrzasnął tak nagle, że aż podskoczyłam.  - Czemu tego do cholery nie zrobiłaś?! -Bo nie potrafiłam! Oczywiście tego nie powiedziałam.
- Miałam go uwieść, miał mi zaufać. Nic nie mówiłeś, że mogę bez tego go zabić. - wymówka słaba, ale jednak jest. Jako, że jestem blondynką biorą mnie często za głupią więc nie miałam problemu w udawaniu takiej.
Złapał się za głowę i porcelanowa miska wylądowała na podłodze. Odskoczyłam do tyłu nie chcąc się pokaleczyć w gołe stopy. Spojrzał na mnie wściekły i opadł z powrotem na krześle. Dziwne, że Cassie nie zaalarmował dźwięk tłuczonego szkła, ale mniejsza o to.
- Zaprosił mnie dzisiaj na imprezę. Załatwię to. - wypuściłam wstrzymywane od kilku chwil powietrze i poszłam do siebie. Te szkło sam pozbiera.

Tak wiem, beznadzieja. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie :C Zostawcie jakąś opinię, proszę <3

6 komentarzy:

  1. NO WŁAŚNIE JA TEŻ BYM NIE UMIAŁA GO ZABIĆ !
    *o*
    Kocham to opowiadanie 8D
    @luv_myy_horan

    OdpowiedzUsuń
  2. Też bym nie umiała go zabić.
    Cudo.
    @life_in_tears
    Zapraszam do mnie http://what-can-you-lose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wspaniały, ale czemu taki krótki?! Liczę na dłuższe następnym razem ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech... wybacz skarbie. Następny będzie za dwa dni i będzie dłuższy <3

      Usuń
  4. Wspaniały rozdział kochana!! <3
    Nie dziwię się jej, że nie umiała go zabić.
    Ciekawe jacy są chłopacy, gdy są trzeźwi :)
    Czekam na kolejny x
    @JuliaKlove1D

    OdpowiedzUsuń
  5. No wspaniałe :D czekam na kolejny *.* i zapraszam do mnie :D http://false-impression-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń