Był punktualnie. Ubrany tak jak zawsze, to znaczy czarna koszulka na krótki rękaw i jeansy. Muszę go o to spytać. Po jakiego grzyba wszyscy ubierają się tak samo. Burze włosów zaczesał do tyłu, ale dalej wyglądał bardzo interesująco. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i pomaszerowałam za nim do hotelowej restauracji.
- Na co masz ochotę? - spytał szczerząc się, gdy kelnerka podała nam Menu.
- Wybierz sam. Nie znam się na tym co jest tutaj dobre a co nie. - powiedziałam szczerze.
- Jak sobie życzysz - zaśmiał się zamawiając nam Parpadelle z kurczakiem w sosie śmietano-winnym. Brzmi okropnie, zwłaszcza ta część winna- mam dość alkoholu do końca życia, ale kiedy podano nam danie i go spróbowałam zwróciłam temu honor. W ogóle nie było czuć alkoholu co mnie ucieszyło, a potrawa była przepyszna. Chris pytał mnie na temat mojej pracy. Oczywiście nie powiedziałam mu " Hej, pracuje jako uwodzicielka i właśnie próbuje zabić twojego kumpla". O nie nie. Zwinne wyminęłam odpowiedź rzucając coś o biurowcu i sekretarce prezesa. Usatysfakcjonowała go moja odpowiedź, gdyż już więcej nie pytał.
- Co jest z wami? - pytam połykając kawałek kurczaka.
- Co znaczy? - upił łyk wody ze szklanki.
-Wszyscy nosicie takie same ciuchy. No, nie że dosłownie te same. po prostu macie jeansy i koszulki na krótki rękaw wy wszyscy. - zaśmiał się widocznie rozbawiony moim potokiem słów.
- Tak po prostu lubimy. - stwierdził dokańczając danie. Poprosił o rachunek i wyciągną kartę.
- Mogę zapłacić swoją część - ukazałam ząbki. Pokręcił przecząco głową. - Dlaczego?
- Ja cię tu wyciągnąłem. Ja płacę. - fuknęłam cicho. Od kiedy jestem taka miła. Adam'owi raz udało się mnie wyciągnąć do kina, a z nim poszłam na obiad. A no tak Michael, poprawka Ed kazał mi być miłą dla jego kumpli. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyliśmy do wyjścia.
- Idziesz dzisiaj do nas na imprezę? - pyta z nutką nadziei.
- O nie nie. Ci biznesmeni to sztywniaki. Nie ma mowy. - zmarszczyłam brwi - A po za tym jest poniedziałek.
- Każdy dzień jest dobry aby się bawić. A imprezę ja organizuje nie Lou więc nie będzie tych gości. Tomlinson też nie raczy się przyjść. - ciekawie. Ale niby czemu mam tam być skoro go nie będzie? W sumie wczoraj mnie pocałował i stwierdził, że mnie pragnie, a potem wyszedł. Wydaje mi się, że nie mam ochoty na razie z nim gadać, a lepszy kontakt z Chris'em, Math'em i Tay'em dobrze mi zrobi.
- Zgoda. Cass nie będzie musi przygotować się na studia.
- W porządku. Przyjechać po ciebie?
- To twoja impreza nie sądzisz, że nie powinieneś tam być? - uniosłam zdziwiona brew.
- Taaa... Masz rację. Wyśle po ciebie kogoś. O 21 zaczyna się więc...
- Nie. Jest okej. Po prostu daj mi adres. Sama się zjawię - w moim nowiutkim aucie od Ed'a. Dodałam w myśli chichocząc.
- Jak uważasz, ale wiesz że to żaden problem?
- Taa.. - ucięłam szybko przewracając oczami. Bądź miła, po prostu bądź miła. - Napisz mi sms'em adres. Dzięki za obiad - uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do apartamentu. Nie chciało mi się siedzieć do 21 w domu z na wpół przytomną Cass. Chyba przesadziłam zabierając ją tam. Jest taka nie winna. Nie powinna tyle pić. Postanowiłam ją obudzić, ale ku memu zdziwieniu właśnie wychodziła z łazienki w miarę ogarnięta.
- Hej śpiochu - pokazała mi język mówiąc 'cześć' i poszła do kuchni. - Wybieram się na małe zakupy, a o 21 idę na imprezę. Idziesz ze mną coś sobie kupić?
- Znowu idziesz na imprezę? Ja mam dość do końca mych dni.
- Dlatego właśnie nie proponuje ci pójścia ze mną. Przesadziłaś. Ja wypiłam jednego drinka a ty chyba z 6.
- Taa.. Może trochę - wzruszyła ramionami gryząc jabłko.
- Idziesz czy nie?
- Nope. Ja będę się lenić i może wyjdę z Joseph'em. - marszczę brwi nie wiedząc o czym mówi. A to ten 'pan uroczy' ze studiów.
- Jak tam chcesz. - rzucam. Wychodzę z apartamentu i zjeżdżam do parkingu podziemnego. Mój nowy Lancia Ypsilon stoi czekając aż wsiądę. Odpalam samochód i kieruje się do najbliższej galerii. Parkuje najbliżej wejścia, zamykam samochód i wpadam w zakupomanie. Jedyny plus mojej pracy jest taki, że A- mogę kupować co chcę na koszt Ed'a i B- ukazuje światu naiwność facetów.
(...)
Po 2 godzinnej wyprawie mam wszystko: białą zwiewną sukienkę - idealną na tutejszą pogodę, koronkową bieliznę - czarną, czerwoną, białą oraz miętową, jeansy i 2 obcisłe topy. W drodze powrotnej wstąpiłam na kawę do Starbucks'a. Usiadłam blisko okna obserwując ludzi śpieszących się do domu, do pracy, dzieci wracające z nie wiadomo skąd i pary nie oszczędzające sobie czułości nawet publicznie.
- Amanda - podskoczyłam słysząc moje imię tuż nad uchem. Ktokolwiek to jest jeszcze raz to zrobi, a mu przywalę. Siada koło mnie zabierając grzywkę z oczu.
- Louis - syknęłam. To nasze dziwne przywitanie nie zadziwiło tylko mnie, ale też kobiety przechodzące obok. Pił latte. A przynajmniej tak mi się wydaję.
- Jak ci się podobał wczorajsza impreza? - odezwał się po kilku minutach.
- Była... cóż... interesująca - odpowiedziałam szczerze. Tak, była interesująca i dziwna.
- W końcu to moja impreza. - wzruszył ramionami.
- Oh.. - udało mi się tylko wydusić na jego pewny siebie ton.
- Chris zaprosił cię na jego żałosną balangę? - spojrzał na mnie zimno.
- Tak i wydaje mi się, że będzie fajnie.
- Fajnie? - prychnął.
- Tak, fajnie - odpowiadam spokojnie.
- Mylisz się nie będzie fajnie, bo mnie tam nie będzie - okej, on jest jakiś pogmatwany bardziej niż myślałam.
- Cóż... I tak zamierzam tam pójść.
- Się rozumie. - kpi ze mnie?
- Nie rozumiem twojego nastawienia. - oburzam się.
- Więc miłej zabawy Black - szepczę mi do ucha i wychodzi.
Next będzie w piątek.
Czytasz ---> Komentujesz
Szczerze nie wiem czemu lubię takiego Lou. :D
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg.
@life_in_tears
Czekam na kolejna część <3
OdpowiedzUsuńChcę nexta <3
OdpowiedzUsuńTrzeba czekać do piątku
@luv_myy_horan
W porządku :) Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńSuper kochana <3
OdpowiedzUsuńNie wiem czy wytrzymam do piątku :)